niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 3






   Przemieszczałam się przez tłum tańczących, spoconych ciał. W całym klubie dało się wyczuć odór alkoholu i dymu papierosowego. Nienawidziłam papierosów, dlatego ich zapach sprawił, iż mój żołądek zaczął wariować. Skrzywiłam się lekko i wywróciłam oczami widząc, jak jedna z tlenionych, cycatych blondynek ociera się o krocze ledwo stojącego na nogach chłopaka. Co za kurwa. Usiadłam na jednym z wysokich, barowych krzesełek i zmysłowo zawołałam kelnera. Był dość przystojny, a ja mogłam pozwolić sobie na lekki flirt. Zatrzepotałam rzęsami i jak głupiutka lafirynda wydęłam usta, chichocząc. Wysoki, dobrze zbudowany szatyn puścił do mnie oczko, a ja złapałam swój kosmyk włosów i zaczęłam nawijać go na palec wskazujący. 
- Czym mogę służyć, kochanie? – Zapytał seksownym głosem,  natychmiastowo nachyliłam się nad nim.
Założyłam bluzkę z dużym dekoltem, do tego nałożyłam stanik z efektem push up. Satysfakcja gwarantowana! Niebieskooki zamiast w moje oczy wpatrywał się w mój biust. Czy wszyscy faceci się na to nabierają? Złapałam go za kołnierzyk, przyłożyłam usta do jego ucha i lekko przegryzłam jego płatek. Zadrżał.
- Pierw postaw mi darmowego drinka – wyszeptałam i powoli odsunęłam się od niego. Skiną głową, a ja wskazałam mu na liście drinków tego, na którego miałam ochotę.

   Alkohol był w tym klubie cholernie drogi, a ja nie miałam zamiaru wydawać niepotrzebnie kasy.  Miałam ochotę na coś mocniejszego i wiedziałam, że takim sposobem spełnię swoją zachciankę. Facet zawsze będzie facetem. Niech myśli, że za tego drinka będę mu winna przysługę. Pewnie w głowie układa już plan naszej wspólnej, ostrej nocy. Przykro mi, że będzie musiała odbyć się beze mnie. Kiedy dostałam swój trunek posłałam uśmiech boskiemu blondynkowi, niestety musiał wracać do innych klientów, oh jaka szkoda. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Wzrokiem szukałam faceta w granatowej czapce z napisem „Supra”. Moje palce zaczęły uderzać nerwowo o blat, a skronie zaczęły pulsować. Było już grubo po północy, a ten dupek z granatową czapką nie raczył się pojawić. Nie lubiłam spóźnień, doprowadzały mnie do szału. Wolałam załatwić wszystko szybko i wracać do domu, do ciepłego łóżeczka. Mój telefon zawibrował, sygnalizując przyjście nowej wiadomości. Irmina postanowiła przekazać mi, że właśnie uporała się z zagonieniem mojego brata do spania. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym schowałam telefon.  

- Już nie opłakujesz swojego cacka? – Usłyszałam nad swoim uchem zachrypnięty, męski głos i odwróciłam głowę w jego stronę.

Przeżyłam szok, kiedy odwróciłam się, a w moje oczy wpatrywały się jasnobrązowe tęczówki Justina. Przegryzłam dolną wargę, kiedy tak intensywnie lustrował mnie wzrokiem. Nie zdołałam nic odpowiedzieć, zamroczył mnie swoim wdziękiem. Nonszalancko opierał się o blat baru, jego lśniące, miodowe włosy ułożone były w lekkim nieładzie, co wyglądało cholernie seksownie. Pełne, lekko zaróżowione usta ułożone były w prostackim uśmieszku, czego efektem był mój chichot. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja wzruszyłam ramionami. Zmarszczył brwi i pokręcił lekko głową.

- Postanowiłeś mnie śledzić? – Zamiast odpowiedzieć zadałam pytanie. Postanowiłam ominąć temat mojego auta. Intuicja podpowiadała mi, że będę miała jeszcze szansę z nim o tym porozmawiać. 

Zaśmiał się. Jego dźwięczny śmiech przebił się przez głośną muzykę i dotarł do moich uszu.  Nie dane mi było usłyszeć odpowiedzi, bo do baru podszedł wysoki blondyn w granatowej czapce z napisem „Supra”.  – Przepraszam, muszę przywitać się ze znajomym – powiedziałam, na co chłopak kiwnął głową. Posłałam mu jeszcze przepraszający uśmiech i ruszyłam w stronę faceta w czapce.

- Wyjdźmy – rzuciłam.

Nieznajomy kiwnął głową i zaczął kierować się wraz ze mną w stronę wyjścia.  Poczułam, jak zimne powietrze uderza w moje zgrzane ciało. Lekki wiatr zawiewał w moją twarz, na co niemal machinalnie zareagowały moje oczy. Zmrużyłam powieki, złapałam się za ramiona i skierowałam się w stronę mojego nowego samochodu. Czarny mercedes stał na parkingu klubowym, cały, nienaruszony. Słyszałam kroki za sobą, więc wiedziałam, że mój kupiec za mną idzie. Otworzyłam bagażnik i wyciągnęłam z niego dość spore,  szczelnie oklejone taśmą, kartonowe pudło.

- Najpierw kasa – powiedziałam, kiedy chciał chwycić za pudełko.

Nie mogłam sobie pozwolić na błąd. To mogło kosztować mnie bardzo wiele, nawet życiem. Blondyn zdjął z ramion plecak i wysunął go w moją stronę. Nawet nie zauważyłam wcześniej, że go ma. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Otwórz go. Muszę być pewna, że są tam pieniądze – zarządziłam.
Posłusznie wykonał moje polecenie. Postawiłam przed nim pudełko z towarem i chwyciłam za plecak. Był otworzony, więc wyjęłam z niego jeden banknot.

- Ty skurwysynie – warknęłam.

Wyjęłam broń przyczepioną paskiem do mojego uda. Chwaliłam siebie za to, że założyłam spódniczkę. W takich sytuacjach zawsze się sprawdzała. Wycelowałam lufą w tego frajera, jednak on tylko się zaśmiał. Zaraz ci ten parszywy uśmieszek zejdzie z twarzyczki –pomyślałam. – Wiesz co robie z takimi oszustami jak ty? – Splunęłam. Jeszcze nikt do tej pory nie oszukał mnie w sprawie pieniędzy. Ten cholerny dupek dał mi fałszywe banknoty. Sądził, że jestem taka głupia i dam się wrobić? Że trafi na amatora, ciamajdę, idiotę, czy co on sobie tam myślał? Popierdolony frajer.

- A wiesz co robimy z takimi Księżniczkami, jak ty? – Odpowiedział.

Moja krew zawrzała. Twarz mi poczerwieniała ze złości, kiedy ten dupek dalej traktował mnie, jak zwykłą, słabą laskę. Chciałam już mu coś odpowiedzieć, jednak poczułam zimny metal na swojej skroni. Zadrżałam, czy to jest to, o czym myślę? Przełknęłam głośno ślinę. Cholera.

- Zabijamy – sykną jak wąż, do tego kurewsko jadowity.

Kątem oka zobaczyłam, że byłam na celowniku wysokiej, zielonookiej szatynki. Na jej ustach widniał uśmiech zwycięzcy. Dumnie trzymała spluwę wycelowaną w moją głowę. Wiedziałam, że jestem w beznadziejnej sytuacji, jednak nie byłabym sobą, gdybym miała się teraz poddać.

- Nabiłaś ją chociaż? – Zakpiłam, a ona złapała mnie w mocnym uścisku. Przysięgam, że jeśli przez tę sukę będę miała siniaka, zabije. Obedrę ze skóry, a jej łeb nabiję na kij i umocuję na samym szczycie Mount Everest. To będzie moja flaga zwycięstwa. Nie wie jeszcze z kim zadarła. – Jeszcze raz mnie dotknij, lampucero, to pierw zabije twojego kochasia, a później rozprawię się z tobą – powiedziałam, dalej stojąc z bronią wycelowaną w blondyna.

Prychnęła.

- Puścisz nas wolno, albo Isabell zrobi w twojej głowie dziurę – spluną.

- Po moim trupie.

- Jak sobie życzysz, laleczko – jego parszywy śmiech zgwałcił moje uszy, dosłownie.

Plułam sobie w twarz, że oddałam mu towar nie sprawdzając, czy wszystko w porządku. Tak, czy inaczej będę mogła pożegnać się z życiem. Albo zabije mnie Isabell, albo zrobi to Garry w momencie, gdy poinformuje go o popełnionym błędzie.

  Nawet nie zauważyłam, że dość spora grupka zebrała się wokół nas. Nie zgromadzili się blisko, widocznie bali się o swoje życie. Też bałabym się widząc trzech szaleńców. Dwie babki z bronią i jednego, niewinnie stojącego sukinsyna. Wodziłam wzrokiem po tłumie, kiedy dostrzegłam znaną mi już czuprynę. Justin przemieszczał się wśród gapiów, a w swojej prawej dłoni trzymał spluwę. Kiedy nasze spojrzenia się zetknęły, swój palec wskazujący wolnej ręki przyłożył do ust. Dawał mi znak, bym zachowała pozory. Widziałam jak podchodzi z tyłu niebieskookiego, w którego moja broń wciąż była wycelowana. Szybkim ruchem podbiegł do niego, a spluwę przytknął do jego skroni. Hah! 2:1, dziwko. Byłam wdzięczna chłopakowi, że znów mi pomagał. Mam anioła stróża, bez wątpliwości. Znów spojrzeliśmy na siebie. Moje kąciki ust powędrowały w górę, tak samo jak jego. 

- Twój chłopak dostanie kulkę za pięć sekund, jeśli nie rzucisz broni – głos Justina był pewny i przepełniony gniewem.

Szantaż w tym przypadku był najodpowiedniejszym rozwiązaniem. Jednak ta suka nie chciała ustąpić. Musiałam przyznać, że była twarda. Myślałam, że wymięknie w pierwszej sekundzie, jednak ona nawet się nie ruszyła. Wpatrywała się tępym wzrokiem w Justina i niebieskookiego. Widziałam, że blondyn kręci głową, by nie robiła głupstw i nie rzucała broni, choćby nie wiem co. Tak też robiła. Dalej czułam metal na swojej skroni.

- Raz… - Justin zaczął odliczać. – dwa… -miałam nadzieję, że to ją złamie. Ona jednak tylko raz zachwiała się, jakby już chciała wykonać krok w stronę porażki. Wycofała się. – trzy…- brązowooki dalej odliczał, a ja przełknęłam stojącą mi gulę w gardle. – cztery… - dziewczyna dalej stała nieruchomo. Co z tobą jest? – To będzie moje ostatnie słowo, możesz go jeszcze uratować – Justin próbował dojść do jej rozumu, jednak ta stała sparaliżowana jak posąg i ani myślała się ruszyć. – W porządku, kończmy tę farsę – powiedział.
W oddali dało się słyszeć syreny policyjne. Cudownie, jeszcze gliny nam tutaj potrzebne. Ta sytuacja musiała się rozwiązać i to szybko. Ja musiałam zniknąć, wraz z towarem. Nie mogłam zostać złapana. Wiedziałam, że Garry ma układy z policją, dlatego do tej pory nikt z jego szajki nie został zamknięty. Nie chciałam jednak wpędzać w kłopoty Justina.

- Pięć – słowa wydobyły się z ust szatyna, a po chwili padł strzał. Sparaliżowana patrzyłam na opadające ciało niebieskookiego.

Czy on właśnie zabił człowieka?

- Erin nie stój tak, gliny zaraz tu będą – usłyszałam jego głos.

- Gdzie ta dziewczyna?

- Uciekła.

Podniosłam wzrok.  Nie mogłam odczytać emocji malujących się na jego twarzy. Wyglądał tak, jakby  ich nie miał. Jego wydęte pełne usta teraz układały się w wąską linię, oczy miał przymrużone,  wzrok jakby obłąkany, nieobecny. Tęczówki mu pociemniały, a mięśnie na całym ciele pospinały się. Potrząsnął moimi ramionami kilka razy. Dopiero wtedy się ocknęłam. Gliny, towar! W pośpiechu zgarnęłam pudełko i skierowałam się w stronę swojego samochodu.

- Ja poprowadzę – jego ochrypły głos sprawił, że na moment się zatrzymałam. Pokręciłam przecząco głową. Jak na razie nie mogłam wymówić ani słowa. W mojej głowie wciąż kłębiły się wydarzenia sprzed kilku minut. – Nie masz wyjścia, mam twoje kluczyki – pomachał mi breloczkiem z moimi kluczykami, a ja otworzyłam szeroko usta.

- Jak ty to zrobiłeś? – Wydukałam. On uśmiechnął się cwaniacko i niemalże wepchnął mnie na miejsce dla pasażera. Włożył kluczyk do stacyjki i z piskiem opon odjechał, tuż przed wjechaniem wozów policyjnych na teren klubu.


- Dokąd jedziemy?- Spytałam, kiedy już  pół godziny jechaliśmy tą samą drogą.

- Pojedziemy coś zjeść – zakomunikował, a ja jedynie lekko kiwnęłam głową.
Postanowiłam się nie odzywać, bo nie wiedziałam do czego był zdolny. Przecież zabił tamtego chłopaka. On mu nic nie zrobił, a Justin bez żadnych oporów pozbawił go życia. Nie miał skrupułów, wydawało mi się, że nie miał także poczucia winy. Był taki spokojny prowadząc moje auto. Jakby zabijanie było dla niego codziennością, dodatkiem do normalnego życia. Tylko, czy ktoś, kto zabija może nazywać się  normalnym?

- Boisz się mnie, prawda? – Usłyszałam jego ochrypły głos. – To dobrze, ale nie martw się, nie jesteś na moim celowniku – dodał.

Zszokowana odwróciłam głowę w jego stronę.

- Dzięki za informacje – prychnęłam. – Dobre i to.

Nie wiedziałam jak mam z nim rozmawiać. Wciąż byłam w szoku. Dobrze zrobił uświadamiając mnie o braku zamiarów zabicia mnie. Zresztą nie wiem, dlaczego miałby mnie zabijać, skoro już drugi raz ratuje mi tyłek.

- Gdzie twój samochód? – Odważyłam się zadać pytanie.

- Został na parkingu, niedaleko klubu – wyjaśnił. – Chcesz jeszcze coś wiedzieć?

- Dlaczego go zabiłeś? – Mój głos nie brzmiał pewnie. Drżał, tak jak i moje ciało.

- Należało się sukinsynowi.

- Justin, zabiłeś człowieka! Czy do ciebie to nie dochodzi? – Wybuchłam. – Jesteś mordercą – powiedziałam już ciszej.

Po samochodzie rozniósł się jego melodyjny chichot.

- Najlepszym.



  Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w małym barze na obrzeżach miasta. Jego słowa dały mi porządnie do myślenia. Czyli to nie była jego pierwsza ofiara? Ma na swoim koncie więcej morderstw?

- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Spojrzał na mnie z ciekawością.

Delikatnie przegryzłam wargę.

- Bo prawdopodobnie właśnie spędzam czas z psycholem.

Nie przemyślałam tej odpowiedzi. Jego tęczówki znów zrobiły się czarne. Widziałam w nich budzącą się wściekłość. To było zdumiewające, że z grzecznie wyglądającego, seksownego mężczyzny zmieniał się w bestię. Dłonie uformowały mu się w pięści, a szczęka zacisnęła ze złości.

- Nie jestem żadnym psycholem – syknął.

- Masz rację. Człowiek, który zabija drugiego z zimną krwią wcale nie jest psycholem.

- Sama z chęcią zabiłabyś tę sukę. Zresztą, wolałabyś zginąć za niego?

Pokiwałam przecząco głową.

- Po prostu nie chce, żebyś miał przeze mnie kłopoty – westchnęłam i spuściłam głowę.

Poczułam jego dłoń na swojej, drugą dłonią podniósł mój podbródek.

- Jesteś warta śmierci każdego, kto spróbuje zagrozić twojemu życiu – wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Zaskoczył mnie tymi słowami. Poczułam się wyjątkowa, jakby cały świat kręcił się wokół mnie, a raczej nas. Dłoń, na której czułam jego delikatny dotyk płonęła. Zagryzłam dolną wargę.  – Jestem tu dla ciebie, Aniele.





Perspektywa Irminy.


   Chris w końcu zasnął, a ja mogłam w spokoju przemyśleć sprawę dotyczącą mojej przyjaciółki. Dowody, jakie znalazłam ewidentnie wskazują na niekorzyść jej i Garrego. Tylko,  jak mam uwolnić moją przyjaciółkę nie obarczając  jej winą za te wszystkie przestępstwa? Nie było sposobu. Postanowiłam pójść na policję ze zdobytymi dowodami. Wszędzie będzie jej lepiej, niż w tym brudnym interesie. Miałam nadzieję, że kiedyś mi wybaczy moją decyzję i zrozumie, że zrobiłam to dla jej dobra. Wciąż nie mogę uwierzyć, jak do tej pory mogła być tak nielojalna wobec mnie. Podobno jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Patrząc na to z jej perspektywy  sądzę, że nie chciała mnie w to wszystko wplątywać. Niestety, mam strasznie dociekliwy charakterek. Pomogę jej. Kiedyś mi jeszcze podziękuje. Bo chyba lepiej będzie Erin w więzieniu, niż z tymi wszystkimi bandziorami, prawda?





Perspektywa Justina.


    Ostatni raz spojrzałem na martwe ciało dziewczyny. Wyglądała tak niewinnie. Jej ciało bezwładnie leżało na zakrwawionej podłodze. Przed wyjściem wyryłem scyzorykiem charakterystyczny znaczek z informacją dla znajomych funkcjonariuszy na prawej ręce ofiary. Odwrócona literka J zatoczona w kółeczku. Będą wiedzieli, że to moja sprawka i zostawią tę sprawę w spokoju. Oczywiście będą sprawiać pozory prowadzonego śledztwa, jednak sprawca się nie znajdzie. Powód? Kontakty z policją bardzo się przydają. Pewnie większość myśli, że w policji pracują sprawiedliwi, niegroźni ludzie. Tymczasem rzeczywistość przeczy temu mitowi.
    Wychodząc na zewnątrz poczułem zimne powietrze uderzające w moją twarz. Wdychałem je powoli, musiałem zapanować nad nerwami. Mimo tego, że zabijanie było w mojej krwi, czasami nie wytrzymywałem nerwowo,  zazwyczaj denerwowałem się przy zabójstwie tak młodych kobiet. Nie lubiłem ich zabijać, jednak musiałem stosować się do rozkazów. Nie jestem psycholem, jak to stwierdziła Erin. Nie torturuję swoich ofiar. No chyba, że zrobiły mi coś bardzo złego. Zazwyczaj nieznajomych zabijam szybko, bezboleśnie. Nie zadaję niepotrzebnych ran. Jeden celny strzał, bądź jedno pchnięcie noża i na tym był koniec. Nie jestem psycholem. Jestem najlepszym mordercą w tym mieście, a może i nawet na świecie.
   Wyciągnąłem paczkę fajek, wyjąłem jedną i podpaliłem moją ulubioną zapalniczką, którą dostałem od siostry na urodziny. Wsiadłem do swojego Rand Rovera, uchyliłem lekko szybę, by dym spokojnie mógł przez nią wylecieć, a nie kłębić się w środku. Z piskiem opon ruszyłem z miejsca dokonanej przeze mnie zbrodni.





Perspektywa Erin.


  Krzątałam się po kuchni robiąc sobie śniadanie. Zegarek wiszący na ścianie wskazywał godzinę pięć po ósmej. Był weekend, miałam do pracy na popołudnie, więc niedługo musiałam jechać po Chrisa do Irminy. Włączyłam telewizor na full na kanale muzycznym i tanecznym krokiem zaczęłam dokańczać swoje śniadanie. 
- Erin do cholery! – Podskoczyłam ze strachu.
- Hazz, wystraszyłeś mnie – pisnęłam, kiedy zobaczyłam mojego przyjaciela w kuchni.
Podeszłam  do kanapy, wzięłam do ręki pilot od telewizora i ściszyłam go. Spojrzałam na Harrego. Nie wyglądał dobrze. Był blady, miał czerwone oczy, a jego loczki nie  były ułożone jak zawsze, kręciły się na wszystkie strony.
- Zabalowałeś wczoraj, czy co? – Zaśmiałam się.
Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Nie wiedziałam o co chodzi, więc odwzajemniłam jego uścisk. Głaskał mnie po włosach, tak jakby to on miał mnie pocieszać, nie ja jego.
- Irmina nie żyje – wyszeptał. – Ktoś ją zabił.


__________________________________________________
Co sądzicie o tym wszystkim? No i o tym, że Irmina nie żyje?

Mam prośbę. Moglibyście polecić opowiadanie na swoim blogu, twitterze - oczywiście, jeśli wam się podoba :) Byłabym bardzo wdzięczna!

Czekam na wasze opinię <3 Do następnego!

11 komentarzy:

  1. Ładnie piszesz.
    Jeśli to będzie opowiadanie typu Danger, to przepraszam, ale nie będę czytać.
    @FolllowMeJB

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby śmierć Irminy była sprawką "Anioła" ? Robi się coraz ciekawiej... Niech sobie zabija, kogo chce, byleby Harry'emu włos z głowy nie spadł xD

    I wybacz kochanie, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale sama rozumiesz - sesje, praca...

    Mimo to, bardzo kocham Ciebie i to, co piszesz i jestem z Ciebie dumna, że tak świetnie sobie radzisz!

    Moja Myszeczka xx

    Jak wezmę się za swoje drugie opowiadanie, obiecuję polecić Twojego bloga <3 hah i wiesz, że już mam pomysł na trzecie ff? xD Tym razem to Hazz byłby głównym bohaterem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To było zajebiste *,* i tak szczerze to nawet dobrze że nie żyje nie lubie tego imienia xd hahahah

    OdpowiedzUsuń
  4. O W MORDE IRMINA NIE ŻYJE :O . MIAŁAŚ RACJE ! ROZDZIAŁ JEST ZASKAKUJĄCY ! TEGO ŻEM SIE NIE SPODZIEWAŁA ! SZOK ! ~@bielejewska xx

    OdpowiedzUsuń
  5. O cholera! Co tutaj się właśnie wydarzyło!? Jak Justin zabił blondyna to przed oczami miałam Niall'a normalnie!
    W ogóle co ten 'Anioł' zrobił? On po prostu zabił nie wiadomo z jakich powodów niewinną Irmine. :/ Co on w ogóle knuje? Ugh nie wytrzymam z tym człowiekiem!
    Jeśli zrobiłby coś Erin albo Harry'emu to sama bym go zabiła! Takie emocje, masakra ;o
    Czekam na nn z niecierpliwością i życzę weny. xx
    Pozdrawiam, @xAgata_Sz x
    PS. Nadal uwielbiam Justina, ale shh <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś bardziej okrtna niż ja xd to ja słyne z tego, że torturuje/zabijam bohaterów, ale mniejsza o to. Rzeczywiście się nie spodziewałam omg i coś czuję, że to sprawka Jusa. Ciekawi mnie tylko skąd Harry znalazł się w jej kuchni xd

    Wydaje mi się, że zabił Irmine, bo ona chciała iść na policję, dobrze myślę prawda? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli to Justin zabił Irminę, to chyba wykituję!
    Kurwa, jak?!
    I wgl to czemu?
    Psychol...
    I jeszcze ten znaczek...
    Dżizas krajs.
    jdboasbdlsaoubaf *o*
    cudowne!
    czekam na nn xx
    @hazzsunshine

    Ps. Zapraszam do mnie : http://one-step-closer-to-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. WTF?!
    Wybacz mi za taką reakcję
    ALE WTF?!
    Na początku myślałam, że to Erin nie żyje ale Iri?
    CO?!
    Nie zrobił tego Justin, nie, nie, nie.
    Mój cudowny Justin nie umiałby tego zrobić xd
    @Dupa_Horana69
    Mogłabyś informować mnie o każdym rozdziale bo przegabulam 2 które oczywiście już nadrobiłam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. O ja pier****....nie wierzę,w to co prezcytałam.dziewczyno,teraz będą mi się koszmary po nocach śnić i dlasze scenariusze tego...ale przecież on.? Nie,nie.Justin by nie mógł..
    No tego to się nie spodziewałam....
    @its_my_woorld

    OdpowiedzUsuń
  10. cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Właściwie to chyba wiem, kto zamordował Irmin, ale nie będę nic mówić... A poza tym to rozdział jest świetny, nie mogę się doczekać następnego. x
    http://creating-shell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń