Przemieszczałam się przez tłum tańczących, spoconych ciał. W
całym klubie dało się wyczuć odór alkoholu i dymu papierosowego. Nienawidziłam
papierosów, dlatego ich zapach sprawił, iż mój żołądek zaczął wariować.
Skrzywiłam się lekko i wywróciłam oczami widząc, jak jedna z tlenionych,
cycatych blondynek ociera się o krocze ledwo stojącego na nogach chłopaka. Co
za kurwa. Usiadłam na jednym z wysokich, barowych krzesełek i zmysłowo
zawołałam kelnera. Był dość przystojny, a ja mogłam pozwolić sobie na lekki flirt.
Zatrzepotałam rzęsami i jak głupiutka lafirynda wydęłam usta, chichocząc.
Wysoki, dobrze zbudowany szatyn puścił do mnie oczko, a ja złapałam swój kosmyk
włosów i zaczęłam nawijać go na palec wskazujący.
- Czym mogę służyć, kochanie? – Zapytał seksownym głosem, natychmiastowo nachyliłam się nad nim.
Założyłam bluzkę z dużym dekoltem, do tego nałożyłam stanik
z efektem push up. Satysfakcja gwarantowana! Niebieskooki zamiast w moje oczy
wpatrywał się w mój biust. Czy wszyscy faceci się na to nabierają? Złapałam go
za kołnierzyk, przyłożyłam usta do jego ucha i lekko przegryzłam jego płatek.
Zadrżał.
- Pierw postaw mi darmowego drinka – wyszeptałam i powoli
odsunęłam się od niego. Skiną głową, a ja wskazałam mu na liście drinków tego,
na którego miałam ochotę.
Alkohol był w tym klubie cholernie drogi, a ja nie miałam
zamiaru wydawać niepotrzebnie kasy.
Miałam ochotę na coś mocniejszego i wiedziałam, że takim sposobem
spełnię swoją zachciankę. Facet zawsze będzie facetem. Niech myśli, że za tego
drinka będę mu winna przysługę. Pewnie w głowie układa już plan naszej
wspólnej, ostrej nocy. Przykro mi, że będzie musiała odbyć się beze mnie. Kiedy
dostałam swój trunek posłałam uśmiech boskiemu blondynkowi, niestety musiał
wracać do innych klientów, oh jaka szkoda. Zaczęłam rozglądać się po
pomieszczeniu. Wzrokiem szukałam faceta w granatowej czapce z napisem „Supra”.
Moje palce zaczęły uderzać nerwowo o blat, a skronie zaczęły pulsować. Było już
grubo po północy, a ten dupek z granatową czapką nie raczył się pojawić. Nie
lubiłam spóźnień, doprowadzały mnie do szału. Wolałam załatwić wszystko szybko
i wracać do domu, do ciepłego łóżeczka. Mój telefon zawibrował, sygnalizując
przyjście nowej wiadomości. Irmina postanowiła przekazać mi, że właśnie uporała
się z zagonieniem mojego brata do spania. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym
schowałam telefon.
- Już nie opłakujesz swojego cacka? – Usłyszałam nad swoim
uchem zachrypnięty, męski głos i odwróciłam głowę w jego stronę.
Przeżyłam szok, kiedy odwróciłam się, a w moje oczy
wpatrywały się jasnobrązowe tęczówki Justina. Przegryzłam dolną wargę, kiedy
tak intensywnie lustrował mnie wzrokiem. Nie zdołałam nic odpowiedzieć,
zamroczył mnie swoim wdziękiem. Nonszalancko opierał się o blat baru, jego
lśniące, miodowe włosy ułożone były w lekkim nieładzie, co wyglądało cholernie
seksownie. Pełne, lekko zaróżowione usta ułożone były w prostackim uśmieszku,
czego efektem był mój chichot. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja
wzruszyłam ramionami. Zmarszczył brwi i pokręcił lekko głową.
- Postanowiłeś mnie śledzić? – Zamiast odpowiedzieć zadałam
pytanie. Postanowiłam ominąć temat mojego auta. Intuicja podpowiadała mi, że
będę miała jeszcze szansę z nim o tym porozmawiać.
Zaśmiał się. Jego dźwięczny śmiech przebił się przez głośną
muzykę i dotarł do moich uszu. Nie dane
mi było usłyszeć odpowiedzi, bo do baru podszedł wysoki blondyn w granatowej
czapce z napisem „Supra”. – Przepraszam,
muszę przywitać się ze znajomym – powiedziałam, na co chłopak kiwnął głową.
Posłałam mu jeszcze przepraszający uśmiech i ruszyłam w stronę faceta w czapce.
- Wyjdźmy – rzuciłam.
Nieznajomy kiwnął głową i zaczął kierować się wraz ze mną w
stronę wyjścia. Poczułam, jak zimne
powietrze uderza w moje zgrzane ciało. Lekki wiatr zawiewał w moją twarz, na co
niemal machinalnie zareagowały moje oczy. Zmrużyłam powieki, złapałam się za
ramiona i skierowałam się w stronę mojego nowego samochodu. Czarny mercedes
stał na parkingu klubowym, cały, nienaruszony. Słyszałam kroki za sobą, więc wiedziałam,
że mój kupiec za mną idzie. Otworzyłam bagażnik i wyciągnęłam z niego dość spore, szczelnie oklejone taśmą, kartonowe pudło.
- Najpierw kasa – powiedziałam, kiedy chciał chwycić za
pudełko.
Nie mogłam sobie pozwolić na błąd. To mogło kosztować mnie
bardzo wiele, nawet życiem. Blondyn zdjął z ramion plecak i wysunął go w moją
stronę. Nawet nie zauważyłam wcześniej, że go ma. Od razu na mojej twarzy
pojawił się uśmiech. – Otwórz go. Muszę być pewna, że są tam pieniądze –
zarządziłam.
Posłusznie wykonał moje polecenie. Postawiłam przed nim
pudełko z towarem i chwyciłam za plecak. Był otworzony, więc wyjęłam z niego
jeden banknot.
- Ty skurwysynie – warknęłam.
Wyjęłam broń przyczepioną paskiem do mojego uda. Chwaliłam
siebie za to, że założyłam spódniczkę. W takich sytuacjach zawsze się
sprawdzała. Wycelowałam lufą w tego frajera, jednak on tylko się zaśmiał. Zaraz
ci ten parszywy uśmieszek zejdzie z twarzyczki –pomyślałam. – Wiesz co robie z
takimi oszustami jak ty? – Splunęłam. Jeszcze nikt do tej pory nie oszukał mnie
w sprawie pieniędzy. Ten cholerny dupek dał mi fałszywe banknoty. Sądził, że
jestem taka głupia i dam się wrobić? Że trafi na amatora, ciamajdę, idiotę, czy
co on sobie tam myślał? Popierdolony frajer.
- A wiesz co robimy z takimi Księżniczkami, jak ty? –
Odpowiedział.
Moja krew zawrzała. Twarz mi poczerwieniała ze złości, kiedy
ten dupek dalej traktował mnie, jak zwykłą, słabą laskę. Chciałam już mu coś
odpowiedzieć, jednak poczułam zimny metal na swojej skroni. Zadrżałam, czy to
jest to, o czym myślę? Przełknęłam głośno ślinę. Cholera.
- Zabijamy – sykną jak wąż, do tego kurewsko jadowity.
Kątem oka zobaczyłam, że byłam na celowniku wysokiej,
zielonookiej szatynki. Na jej ustach widniał uśmiech zwycięzcy. Dumnie trzymała
spluwę wycelowaną w moją głowę. Wiedziałam, że jestem w beznadziejnej sytuacji,
jednak nie byłabym sobą, gdybym miała się teraz poddać.
- Nabiłaś ją chociaż? – Zakpiłam, a ona złapała mnie w
mocnym uścisku. Przysięgam, że jeśli przez tę sukę będę miała siniaka, zabije.
Obedrę ze skóry, a jej łeb nabiję na kij i umocuję na samym szczycie Mount
Everest. To będzie moja flaga zwycięstwa. Nie wie jeszcze z kim zadarła. –
Jeszcze raz mnie dotknij, lampucero, to pierw zabije twojego kochasia, a
później rozprawię się z tobą – powiedziałam, dalej stojąc z bronią wycelowaną w
blondyna.
Prychnęła.
- Puścisz nas wolno, albo Isabell zrobi w twojej głowie
dziurę – spluną.
- Po moim trupie.
- Jak sobie życzysz, laleczko – jego parszywy śmiech
zgwałcił moje uszy, dosłownie.
Plułam sobie w twarz, że oddałam mu towar nie sprawdzając,
czy wszystko w porządku. Tak, czy inaczej będę mogła pożegnać się z życiem.
Albo zabije mnie Isabell, albo zrobi to Garry w momencie, gdy poinformuje go o
popełnionym błędzie.
Nawet nie zauważyłam, że dość spora grupka zebrała się wokół
nas. Nie zgromadzili się blisko, widocznie bali się o swoje życie. Też bałabym
się widząc trzech szaleńców. Dwie babki z bronią i jednego, niewinnie stojącego
sukinsyna. Wodziłam wzrokiem po tłumie, kiedy dostrzegłam znaną mi już
czuprynę. Justin przemieszczał się wśród gapiów, a w swojej prawej dłoni
trzymał spluwę. Kiedy nasze spojrzenia się zetknęły, swój palec wskazujący
wolnej ręki przyłożył do ust. Dawał mi znak, bym zachowała pozory. Widziałam
jak podchodzi z tyłu niebieskookiego, w którego moja broń wciąż była
wycelowana. Szybkim ruchem podbiegł do niego, a spluwę przytknął do jego
skroni. Hah! 2:1, dziwko. Byłam wdzięczna chłopakowi, że znów mi pomagał. Mam
anioła stróża, bez wątpliwości. Znów spojrzeliśmy na siebie. Moje kąciki ust
powędrowały w górę, tak samo jak jego.
- Twój chłopak dostanie kulkę za pięć sekund, jeśli nie
rzucisz broni – głos Justina był pewny i przepełniony gniewem.
Szantaż w tym przypadku był najodpowiedniejszym
rozwiązaniem. Jednak ta suka nie chciała ustąpić. Musiałam przyznać, że była
twarda. Myślałam, że wymięknie w pierwszej sekundzie, jednak ona nawet się nie ruszyła.
Wpatrywała się tępym wzrokiem w Justina i niebieskookiego. Widziałam, że
blondyn kręci głową, by nie robiła głupstw i nie rzucała broni, choćby nie wiem
co. Tak też robiła. Dalej czułam metal na swojej skroni.
- Raz… - Justin zaczął odliczać. – dwa… -miałam nadzieję, że
to ją złamie. Ona jednak tylko raz zachwiała się, jakby już chciała wykonać
krok w stronę porażki. Wycofała się. – trzy…- brązowooki dalej odliczał, a ja
przełknęłam stojącą mi gulę w gardle. – cztery… - dziewczyna dalej stała
nieruchomo. Co z tobą jest? – To będzie moje ostatnie słowo, możesz go jeszcze
uratować – Justin próbował dojść do jej rozumu, jednak ta stała sparaliżowana
jak posąg i ani myślała się ruszyć. – W porządku, kończmy tę farsę –
powiedział.
W oddali dało się słyszeć syreny policyjne. Cudownie, jeszcze
gliny nam tutaj potrzebne. Ta sytuacja musiała się rozwiązać i to szybko. Ja
musiałam zniknąć, wraz z towarem. Nie mogłam zostać złapana. Wiedziałam, że
Garry ma układy z policją, dlatego do tej pory nikt z jego szajki nie został
zamknięty. Nie chciałam jednak wpędzać w kłopoty Justina.
- Pięć – słowa wydobyły się z ust szatyna, a po chwili padł
strzał. Sparaliżowana patrzyłam na opadające ciało niebieskookiego.
Czy on właśnie zabił człowieka?
- Erin nie stój tak, gliny zaraz tu będą – usłyszałam jego
głos.
- Gdzie ta dziewczyna?
- Uciekła.
Podniosłam wzrok. Nie
mogłam odczytać emocji malujących się na jego twarzy. Wyglądał tak, jakby ich nie miał. Jego wydęte pełne usta teraz
układały się w wąską linię, oczy miał przymrużone, wzrok jakby obłąkany, nieobecny. Tęczówki mu
pociemniały, a mięśnie na całym ciele pospinały się. Potrząsnął moimi ramionami
kilka razy. Dopiero wtedy się ocknęłam. Gliny, towar! W pośpiechu zgarnęłam pudełko
i skierowałam się w stronę swojego samochodu.
- Ja poprowadzę – jego ochrypły głos sprawił, że na moment
się zatrzymałam. Pokręciłam przecząco głową. Jak na razie nie mogłam wymówić
ani słowa. W mojej głowie wciąż kłębiły się wydarzenia sprzed kilku minut. –
Nie masz wyjścia, mam twoje kluczyki – pomachał mi breloczkiem z moimi
kluczykami, a ja otworzyłam szeroko usta.
- Jak ty to zrobiłeś? – Wydukałam. On uśmiechnął się
cwaniacko i niemalże wepchnął mnie na miejsce dla pasażera. Włożył kluczyk do
stacyjki i z piskiem opon odjechał, tuż przed wjechaniem wozów policyjnych na
teren klubu.
- Dokąd jedziemy?- Spytałam, kiedy już pół godziny jechaliśmy tą samą drogą.
- Pojedziemy coś zjeść – zakomunikował, a ja jedynie lekko
kiwnęłam głową.
Postanowiłam się nie odzywać, bo nie wiedziałam do czego był
zdolny. Przecież zabił tamtego chłopaka. On mu nic nie zrobił, a Justin bez
żadnych oporów pozbawił go życia. Nie miał skrupułów, wydawało mi się, że nie
miał także poczucia winy. Był taki spokojny prowadząc moje auto. Jakby
zabijanie było dla niego codziennością, dodatkiem do normalnego życia. Tylko,
czy ktoś, kto zabija może nazywać się
normalnym?
- Boisz się mnie, prawda? – Usłyszałam jego ochrypły głos. –
To dobrze, ale nie martw się, nie jesteś na moim celowniku – dodał.
Zszokowana odwróciłam głowę w jego stronę.
- Dzięki za informacje – prychnęłam. – Dobre i to.
Nie wiedziałam jak mam z nim rozmawiać. Wciąż byłam w szoku.
Dobrze zrobił uświadamiając mnie o braku zamiarów zabicia mnie. Zresztą nie
wiem, dlaczego miałby mnie zabijać, skoro już drugi raz ratuje mi tyłek.
- Gdzie twój samochód? – Odważyłam się zadać pytanie.
- Został na parkingu, niedaleko klubu – wyjaśnił. – Chcesz
jeszcze coś wiedzieć?
- Dlaczego go zabiłeś? – Mój głos nie brzmiał pewnie. Drżał,
tak jak i moje ciało.
- Należało się sukinsynowi.
- Justin, zabiłeś człowieka! Czy do ciebie to nie dochodzi? –
Wybuchłam. – Jesteś mordercą – powiedziałam już ciszej.
Po samochodzie rozniósł się jego melodyjny chichot.
- Najlepszym.
Siedzieliśmy naprzeciwko
siebie w małym barze na obrzeżach miasta. Jego słowa dały mi porządnie do
myślenia. Czyli to nie była jego pierwsza ofiara? Ma na swoim koncie więcej
morderstw?
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Spojrzał na mnie z
ciekawością.
Delikatnie przegryzłam wargę.
- Bo prawdopodobnie właśnie spędzam czas z psycholem.
Nie przemyślałam tej odpowiedzi. Jego tęczówki znów zrobiły
się czarne. Widziałam w nich budzącą się wściekłość. To było zdumiewające, że z
grzecznie wyglądającego, seksownego mężczyzny zmieniał się w bestię. Dłonie
uformowały mu się w pięści, a szczęka zacisnęła ze złości.
- Nie jestem żadnym psycholem – syknął.
- Masz rację. Człowiek, który zabija drugiego z zimną krwią
wcale nie jest psycholem.
- Sama z chęcią zabiłabyś tę sukę. Zresztą, wolałabyś zginąć
za niego?
Pokiwałam przecząco głową.
- Po prostu nie chce, żebyś miał przeze mnie kłopoty –
westchnęłam i spuściłam głowę.
Poczułam jego dłoń na swojej, drugą dłonią podniósł mój podbródek.
- Jesteś warta śmierci każdego, kto spróbuje zagrozić
twojemu życiu – wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Zaskoczył mnie tymi słowami.
Poczułam się wyjątkowa, jakby cały świat kręcił się wokół mnie, a raczej nas. Dłoń,
na której czułam jego delikatny dotyk płonęła. Zagryzłam dolną wargę. – Jestem tu dla ciebie, Aniele.
Perspektywa Irminy.
Chris w końcu zasnął, a ja mogłam w spokoju przemyśleć
sprawę dotyczącą mojej przyjaciółki. Dowody, jakie znalazłam ewidentnie
wskazują na niekorzyść jej i Garrego. Tylko, jak mam uwolnić moją przyjaciółkę nie
obarczając jej winą za te wszystkie
przestępstwa? Nie było sposobu. Postanowiłam pójść na policję ze zdobytymi
dowodami. Wszędzie będzie jej lepiej, niż w tym brudnym interesie. Miałam
nadzieję, że kiedyś mi wybaczy moją decyzję i zrozumie, że zrobiłam to dla jej
dobra. Wciąż nie mogę uwierzyć, jak do tej pory mogła być tak nielojalna wobec
mnie. Podobno jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Patrząc na to z jej
perspektywy sądzę, że nie chciała mnie w
to wszystko wplątywać. Niestety, mam strasznie dociekliwy charakterek. Pomogę
jej. Kiedyś mi jeszcze podziękuje. Bo chyba lepiej będzie Erin w więzieniu, niż
z tymi wszystkimi bandziorami, prawda?
Perspektywa Justina.
Ostatni raz
spojrzałem na martwe ciało dziewczyny. Wyglądała tak niewinnie. Jej ciało
bezwładnie leżało na zakrwawionej podłodze. Przed wyjściem wyryłem scyzorykiem charakterystyczny
znaczek z informacją dla znajomych funkcjonariuszy na prawej ręce ofiary.
Odwrócona literka J zatoczona w kółeczku. Będą wiedzieli, że to moja sprawka i
zostawią tę sprawę w spokoju. Oczywiście będą sprawiać pozory prowadzonego
śledztwa, jednak sprawca się nie znajdzie. Powód? Kontakty z policją bardzo się
przydają. Pewnie większość myśli, że w policji pracują sprawiedliwi, niegroźni
ludzie. Tymczasem rzeczywistość przeczy temu mitowi.
Wychodząc na zewnątrz poczułem zimne
powietrze uderzające w moją twarz. Wdychałem je powoli, musiałem zapanować nad
nerwami. Mimo tego, że zabijanie było w mojej krwi, czasami nie wytrzymywałem
nerwowo, zazwyczaj denerwowałem się przy
zabójstwie tak młodych kobiet. Nie lubiłem ich zabijać, jednak musiałem
stosować się do rozkazów. Nie jestem psycholem, jak to stwierdziła Erin. Nie
torturuję swoich ofiar. No chyba, że zrobiły mi coś bardzo złego. Zazwyczaj
nieznajomych zabijam szybko, bezboleśnie. Nie zadaję niepotrzebnych ran. Jeden celny
strzał, bądź jedno pchnięcie noża i na tym był koniec. Nie jestem psycholem. Jestem
najlepszym mordercą w tym mieście, a może i nawet na świecie.
Wyciągnąłem paczkę
fajek, wyjąłem jedną i podpaliłem moją ulubioną zapalniczką, którą dostałem od
siostry na urodziny. Wsiadłem do swojego Rand Rovera, uchyliłem lekko szybę, by
dym spokojnie mógł przez nią wylecieć, a nie kłębić się w środku. Z piskiem
opon ruszyłem z miejsca dokonanej przeze mnie zbrodni.
Perspektywa Erin.
Krzątałam się po kuchni robiąc sobie śniadanie. Zegarek
wiszący na ścianie wskazywał godzinę pięć po ósmej. Był weekend, miałam do
pracy na popołudnie, więc niedługo musiałam jechać po Chrisa do Irminy. Włączyłam
telewizor na full na kanale muzycznym i tanecznym krokiem zaczęłam dokańczać
swoje śniadanie.
- Erin do cholery! – Podskoczyłam ze strachu.
- Hazz, wystraszyłeś mnie – pisnęłam, kiedy zobaczyłam
mojego przyjaciela w kuchni.
Podeszłam do kanapy,
wzięłam do ręki pilot od telewizora i ściszyłam go. Spojrzałam na Harrego. Nie
wyglądał dobrze. Był blady, miał czerwone oczy, a jego loczki nie były ułożone jak zawsze, kręciły się na
wszystkie strony.
- Zabalowałeś wczoraj, czy co? – Zaśmiałam się.
Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Nie wiedziałam o co
chodzi, więc odwzajemniłam jego uścisk. Głaskał mnie po włosach, tak jakby to
on miał mnie pocieszać, nie ja jego.
- Irmina nie żyje – wyszeptał. – Ktoś ją zabił.
__________________________________________________
Co sądzicie o tym wszystkim? No i o tym, że Irmina nie żyje?
Mam prośbę. Moglibyście polecić opowiadanie na swoim blogu, twitterze - oczywiście, jeśli wam się podoba :) Byłabym bardzo wdzięczna!
Czekam na wasze opinię <3 Do następnego!
Ładnie piszesz.
OdpowiedzUsuńJeśli to będzie opowiadanie typu Danger, to przepraszam, ale nie będę czytać.
@FolllowMeJB
Czyżby śmierć Irminy była sprawką "Anioła" ? Robi się coraz ciekawiej... Niech sobie zabija, kogo chce, byleby Harry'emu włos z głowy nie spadł xD
OdpowiedzUsuńI wybacz kochanie, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale sama rozumiesz - sesje, praca...
Mimo to, bardzo kocham Ciebie i to, co piszesz i jestem z Ciebie dumna, że tak świetnie sobie radzisz!
Moja Myszeczka xx
Jak wezmę się za swoje drugie opowiadanie, obiecuję polecić Twojego bloga <3 hah i wiesz, że już mam pomysł na trzecie ff? xD Tym razem to Hazz byłby głównym bohaterem ;)
To było zajebiste *,* i tak szczerze to nawet dobrze że nie żyje nie lubie tego imienia xd hahahah
OdpowiedzUsuńO W MORDE IRMINA NIE ŻYJE :O . MIAŁAŚ RACJE ! ROZDZIAŁ JEST ZASKAKUJĄCY ! TEGO ŻEM SIE NIE SPODZIEWAŁA ! SZOK ! ~@bielejewska xx
OdpowiedzUsuńO cholera! Co tutaj się właśnie wydarzyło!? Jak Justin zabił blondyna to przed oczami miałam Niall'a normalnie!
OdpowiedzUsuńW ogóle co ten 'Anioł' zrobił? On po prostu zabił nie wiadomo z jakich powodów niewinną Irmine. :/ Co on w ogóle knuje? Ugh nie wytrzymam z tym człowiekiem!
Jeśli zrobiłby coś Erin albo Harry'emu to sama bym go zabiła! Takie emocje, masakra ;o
Czekam na nn z niecierpliwością i życzę weny. xx
Pozdrawiam, @xAgata_Sz x
PS. Nadal uwielbiam Justina, ale shh <3
Jesteś bardziej okrtna niż ja xd to ja słyne z tego, że torturuje/zabijam bohaterów, ale mniejsza o to. Rzeczywiście się nie spodziewałam omg i coś czuję, że to sprawka Jusa. Ciekawi mnie tylko skąd Harry znalazł się w jej kuchni xd
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że zabił Irmine, bo ona chciała iść na policję, dobrze myślę prawda? :D
Jeśli to Justin zabił Irminę, to chyba wykituję!
OdpowiedzUsuńKurwa, jak?!
I wgl to czemu?
Psychol...
I jeszcze ten znaczek...
Dżizas krajs.
jdboasbdlsaoubaf *o*
cudowne!
czekam na nn xx
@hazzsunshine
Ps. Zapraszam do mnie : http://one-step-closer-to-you.blogspot.com/
WTF?!
OdpowiedzUsuńWybacz mi za taką reakcję
ALE WTF?!
Na początku myślałam, że to Erin nie żyje ale Iri?
CO?!
Nie zrobił tego Justin, nie, nie, nie.
Mój cudowny Justin nie umiałby tego zrobić xd
@Dupa_Horana69
Mogłabyś informować mnie o każdym rozdziale bo przegabulam 2 które oczywiście już nadrobiłam <3
O ja pier****....nie wierzę,w to co prezcytałam.dziewczyno,teraz będą mi się koszmary po nocach śnić i dlasze scenariusze tego...ale przecież on.? Nie,nie.Justin by nie mógł..
OdpowiedzUsuńNo tego to się nie spodziewałam....
@its_my_woorld
cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńWłaściwie to chyba wiem, kto zamordował Irmin, ale nie będę nic mówić... A poza tym to rozdział jest świetny, nie mogę się doczekać następnego. x
OdpowiedzUsuńhttp://creating-shell.blogspot.com