sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 4








  Wpatrywałam się w śpiącego Chrisa. Tabletki na uspokojenie zaczęły na szczęście działać. Lekarz z karetki, która przyjechała na wezwanie sąsiadki Iri powiedział, że prawdopodobnie widok martwego ciała mojej przyjaciółki spowodował u niego szok. Wyszłam z pokoju mojego brata cicho zamykając drzwi. Skierowałam się w stronę kuchni, gdzie był Harry. Siedział z kubkiem herbaty w dłoniach i tępo wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. 

- Policja nic nie znalazła, prawda? – Szepnęłam.
Pokręcił głową.

- Myślisz, że powinniśmy tam iść?- Spojrzał na mnie. – Do domu Irminy –wyjaśnił.
Przełknęłam ślinę. Westchnęłam i usiadłam na krzesełku obok Hazzy. W moich oczach po raz kolejny pojawiły się łzy.

-  Myślę, że tak – odpowiedziałam. – Jej rodzice już przyjechali, zjechała się cała rodzina. Muszę tylko zadzwonić po opiekunkę Chrisa.

Skinął głową. Obydwoje wyglądaliśmy, jakby zeszło z nas życie. Jakby cząstka z nas obumarła. Bo w pewnym sensie tak było. Irmina była dla mnie jak siostra. Nikt mnie nie rozumiał, jak ona. Nikt nie stał za mną murem, nie troszczył się tak o mnie, jak robiła to moja przyjaciółka. Teraz już nigdy nie usłyszę jej głosu, nie zobaczę perfekcyjnego uśmiechu, bliskiej mi twarzy. Nigdy już nie będę mogła dzielić się z nią moimi przeżyciami. Nikt już nie zadzwoni do mnie późną nocą. Straciłam ją na zawsze. Odeszła, nie ma już mojej upartej, dociekliwej Irminy.

- Harry, proszę, powiedz mi, że wszystko będzie dobrze – wybuchnę łam głośnym płaczem.

Łzy zaczęły spływać po moich policzkach strumieniami. Poczułam silne ramiona oplatające mnie w mocnym uścisku. Styles pocałował mnie w czoło i zaczął gładzić delikatnym ruchem dłoni moje plecy.

- Wszystko będzie dobrze – szepnął.

Wypowiedział te słowa bez pewności w głosie. Nie dziwiłam się, bo jak ma być ich pewny, skoro ktoś popełnił brutalne morderstwo na naszej przyjaciółce?
*
   Ubrana w czarną sukienkę, bez makijażu, z nieuczesanymi włosami stałam na ambonie,  podpierając się jej, by nie upaść. Ludzie zgromadzeni w kościele swój wzrok skupili na mnie. Jedynie rodzice mojej przyjaciółki tępo wpatrywali się w wystawioną na środku trumnę z jej ciałem. Odchrząknęłam nerwowo spuszczając wzrok z ich twarzy przepełnionych bólem. Winiłam siebie za to, co przytrafiło się Irminie. Przecież to mogły być porachunki związane z moją osobą, ktoś w ten sposób mógł zemścić się na mnie. Tylko dlaczego postanowił ukarać Irminę? Osobę nie zamieszaną w te brudne interesy. Dlaczego? Oblizałam usta i poczułam słoną ciecz na języku. Zgromadzeni dalej wpatrywali się we mnie, a ja nie mogłam wymówić najmniejszego słowa. Zacisnęłam dłonie w pięści.

- Przepraszam, nie mogę! – Krzyknęłam. – Nie chcę się z nią żegnać!- Mój krzyk przerodził się w szloch. Zaczęłam biec w stronę wyjścia. Ktoś jednak uniemożliwił mi wyjście ze świątyni. Spojrzałam w górę, by móc dostrzec twarz tego, kto właśnie przytulał mnie do siebie.

- Justin?- wyjąkałam.

Patrzył na mnie ze współczuciem. Na jego twarzy pojawił się pokrzepiający uśmiech, a on sam mocniej przycisnął moje ciało do swojego. Brąz jego tęczówek uspokajał mnie. Działał na mnie lepiej, niż tabletki. Wtuliłam się w niego. Potrzebowałam wsparcia, a on w tej chwili mi je dawał. – Chcę stąd wyjść – wyszeptałam. 

Skinął głową i wyprowadził mnie na zewnątrz, lekko podtrzymując. Odsunęłam się od niego. Dopiero teraz mogłam zauważyć, że jest ubrany w czarny, dopasowany do jego figury garnitur. Jego włosy nie były w nieładzie, jak ostatnim razem, tylko lekko ułożone na żel. Wzrok miał mętny, zmartwiony. Nie dostrzegłam w nim tej charakterystycznej iskry. Dlaczego tu był?

-Zabierz mnie gdzieś, byleby daleko od tego – zwróciłam wzrok w jego stronę. Ułożył swą prawą dłoń na moim policzku, a moje oczy przymknęły się automatycznie. Objął mnie ramieniem i zaczął powoli kierować się w stronę kościelnego parkingu.

- Zostaw ją! Erin, wracaj! – Usłyszeliśmy za sobą krzyk Stylesa. Zatrzymałam się, co spowodowało, że to samo zrobił Justin. Jego mięśnie automatycznie się napięły. Poczułam to.

- Nie chce tam wracać – wytłumaczyłam.

Harry jednak nie zwracał na mnie uwagi. Mierzył się wzrokiem z Justinem. Wyglądali, jakby zaraz mieli zamiar skoczyć sobie do gardeł.

- Powiedziałem, żebyś ją puścił, Bieber– syknął.

Jego głos wypełniał jad. Na jego twarzy malowała się złość. Był cały czerwony. Justin zrobił krok w przód. Złapałam go pośpiesznie za rękę. Nie wiedziałam do czego był zdolny w tej chwili.

- Pilnuj się, Styles. Wiem z kim się zadajesz – splunął.

Czy oni się znają?

- Erin, nie idź z nim. Zostań – powiedział,  patrząc na mnie. Przegryzłam dolną wargę ze zdenerwowania. – Zostań ze mną.

Westchnęłam. Wzmocniłam uścisk dłoni Justina i odwróciłam się plecami do mojego przyjaciela.

- Nie mogę – wyszeptałam.

Wiedziałam, że go zawiodłam. Widziałam ten tryumfujący uśmiech na ustach brązowookiego. W tamtym momencie musiałam wybrać Justina.  Potrzebowałam go.



- Jesteś głodna? – głowa Justina wyłoniła się zza drzwi kuchennych.  Zmieszana pokiwałam lekko głową.
Uśmiechnął się do mnie i schował się ponownie w kuchni. Wypuściłam powietrze z ust. Czułam się spięta wiedząc, że właśnie siedzę w jego salonie, na jego kanapie. 

  Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dom z zewnątrz wyglądał pięknie, kiedy stanęliśmy na jego podjeździe, ale jeszcze piękniej wyglądał wewnątrz. Wszystko było dobrane kolorystycznie. Ściany salonu były w kolorze jasnego fioletu, wymieszanego z jasnokremowym. Czerwona kanapa i dwa fotele, naprzeciw niej, otaczały szklany stół, co dodawało szyku całemu wnętrzu, drewniane meble nadawały mu trochę oldschoolowego wyglądu i świeżości. Czułam się tu trochę jak w ekskluzywnej kawiarni. Wnętrze było tak idealnie umeblowane, a fakt, że należało do faceta, był fascynujący. 

- Zrobiłem ci tosty, lubisz? – Jego ochrypły głos spowodował ciarki na mojej skórze.

- Tak. Dziękuję – wzięłam od niego talerz z trzema tostami i uśmiechnęłam się lekko. Odwzajemnił mój gest i usiadł naprzeciwko mnie, na jednym z foteli.

- Dlaczego przyszedłeś na pogrzeb? – Spytałam.

Nerwowo wplótł palce w swoje włosy.

- Wiedziałem, że to nie będzie najlepszy pomysł. Zdecydowałem się przyjść po tym, jak dostałem od ciebie wiadomość . Poza tym miałem okazję, by cię zobaczyć – podrapał się po głowie z zakłopotaniem.

Wyglądał słodko, kiedy czuł się niezręcznie.

- Mam nadzieję, że będziesz miał lepsze okazję do zobaczenia mnie, niż pogrzeb mojej przyjaciółki – westchnęłam.

Przymknęłam oczy na myśl, że pewnie już ją pochowali.

- Przepraszam – mruknął.

- Nie, to ja przepraszam. Po prostu nie mogę uwierzyć w to, co się stało – westchnęłam.

- W porządku.

Wstał z fotela i usiadł obok mnie na kanapie.

- Wiesz co jest najgorsze?

Skinął na mnie wzrokiem oczekując dalszej odpowiedzi. Wpatrywał się wprost w moje oczy, w których znów gromadziły się łzy.

- Ona zginęła przeze mnie. Zamordowali ją, rozumiesz? Zabili ją, Justin – wyszlochałam.

Przyciągnął mnie do siebie. Oparłam głowę o jego ramię. Szatyn pocałował mnie lekko w czoło. Nie broniłam się. W tym momencie czułam się z nim bezpiecznie. Może był mordercą, ale w jakiś sposób mi pomagał. Nie dał mnie wtedy zabić. Zawdzięczam mu życie. Nie mogę obawiać się przecież osoby, która staje w mojej obronie, prawda?

- Cii, już dobrze. Jestem z tobą, Aniele – głaskał mnie po włosach, bym się uspokoiła.

- Dowiem się kto to zrobił – wysyczałam. – Tym bardziej, że zostawił znak.

- Znak?

- Na dłoni Irminy, wyryty nożem. Odwrócona literka J zakreślona w kółko – wytłumaczyłam.

- Że co?! – Justin wstał nerwowo z kanapy.

Zaczął chodzić z jednego kąta pokoju, do drugiego. Zmarszczyłam brwi.

- Coś nie tak?

Zatrzymał się i z powrotem usiadł obok mnie.

- Nie, po prostu jestem w szoku. Myślisz, że to ma związek z tobą?

Zaskoczona jego pytaniem lekko kiwnęłam głową.

- Myślę, że tak – przymknęłam oczy. – Tylko skąd ty o tym wiesz? – mój wzrok powędrował w jego kierunku. Przegryzłam dolną wargę ze zdenerwowania, kiedy zauważyłam, że się we mnie wpatruje.

- O czym? O tym, że jesteś handlarką i pracujesz dla Clintona? – Zszokowana otworzyłam usta.

On wiedział o mnie więcej, niż ktokolwiek inny. Czy ma coś wspólnego z tym wszystkim? A może Garry go na mnie nasłał?

- On cię na mnie nasłał?

Wybuchnął śmiechem. Tak, Bieber. Oczywiście. Perfekcyjny moment do wyśmiania mnie.

- Nigdy nie zdecydowałbym się pracować dla tego szmaciarza – uniósł ręce w geście obronnym, kiedy zauważył mój wzrok. - Nie obrażając ciebie, oczywiście – nadal się śmiał.

- Tym razem ci podaruje, Bieber – rzuciłam z lekkim uśmiechem.

- Oh, następnym razem skopiesz mi tyłek? – Poruszył zabawnie brwiami. – Wybacz, że nie będę protestował.

Z mojej krtani wydobył się śmiech, który natychmiastowo zdusiłam. To nie był odpowiedni moment zwarzywszy na sytuację.

- Nie przestawaj, Aniele. Twoja przyjaciółka nie chciałaby, byś przez nią była smutna – lekko uniósł palcem wskazującym mój podbródek.

Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Lubiłam, kiedy się tak do mnie zwracał. To sprawiało, że czułam się wyjątkowo. Miał rację. Irmina nie chciałaby bym płakała z jej powodu. Zawsze mówiła, bym się uśmiechała, nieważne, co mnie spotka.

„Beep Beep”

Posłałam Justinowi przepraszający wzrok i wyjęłam swoją komórkę z niewielkiej torebki. Zupełnie zapomniałam, że cały czas miałam ją przewieszoną przez ramię.

„ Gdzie jesteś? Wracaj, martwię się. Harry”

- Justin? – Zaczęłam niepewnie. Ulokował swój hipnotyzujący wzrok na mojej twarzy. –Mogę u ciebie zostać dziś na noc?



Perspektywa anonima.
Cholera jasna. Jestem w dupie. Ona nie może się o tym dowiedzieć. Nie mogę pozwolić na to, by odkryła prawdę. Cholera. Moje palce wystukały numer na klawiaturze telefonu.
- Mamy problem –  skronie pulsowały mi ze złości, a ręce same zaciskały się w pięści.
- Jaki znowu problem? –   Moje wargi zaczęły się zaciskać, jakby nie chciały mu przekazać tych słów. – Ona może mnie zdemaskować.
- Zrób lepiej tak, by niczego się nie dowiedziała. W przeciwnym razie…
- Wiem! – Krzyk wydobył się z mojego gardła. Po chwili dało się słyszeć odgłos przerwanego połączenia. Kurwa mać!

_____________________________________________________

Jest i czwarty rozdział! Co powiecie na to, że Justin i Harry się znają? A jakie macie zdanie na temat perspektywy anonima? Kto może nim być? Ktoś z dotychczasowych bohaterów, czy ktoś inny?

Dziękuję komentującym i za dużą liczbę wyświetleń bloga <3 Cieszę się, kiedy mogę przeczytać wasze opinię. Wiem, ze nie każdemu chce się wyrazić ją obszernie. Dlatego chciałabym poprosić, żeby każdy kto czyta napisał chociaż jedno słowo, typu "czytam", czy cokolwiek.To na prawdę motywuje :)

DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERDUCHA <3

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 3






   Przemieszczałam się przez tłum tańczących, spoconych ciał. W całym klubie dało się wyczuć odór alkoholu i dymu papierosowego. Nienawidziłam papierosów, dlatego ich zapach sprawił, iż mój żołądek zaczął wariować. Skrzywiłam się lekko i wywróciłam oczami widząc, jak jedna z tlenionych, cycatych blondynek ociera się o krocze ledwo stojącego na nogach chłopaka. Co za kurwa. Usiadłam na jednym z wysokich, barowych krzesełek i zmysłowo zawołałam kelnera. Był dość przystojny, a ja mogłam pozwolić sobie na lekki flirt. Zatrzepotałam rzęsami i jak głupiutka lafirynda wydęłam usta, chichocząc. Wysoki, dobrze zbudowany szatyn puścił do mnie oczko, a ja złapałam swój kosmyk włosów i zaczęłam nawijać go na palec wskazujący. 
- Czym mogę służyć, kochanie? – Zapytał seksownym głosem,  natychmiastowo nachyliłam się nad nim.
Założyłam bluzkę z dużym dekoltem, do tego nałożyłam stanik z efektem push up. Satysfakcja gwarantowana! Niebieskooki zamiast w moje oczy wpatrywał się w mój biust. Czy wszyscy faceci się na to nabierają? Złapałam go za kołnierzyk, przyłożyłam usta do jego ucha i lekko przegryzłam jego płatek. Zadrżał.
- Pierw postaw mi darmowego drinka – wyszeptałam i powoli odsunęłam się od niego. Skiną głową, a ja wskazałam mu na liście drinków tego, na którego miałam ochotę.

   Alkohol był w tym klubie cholernie drogi, a ja nie miałam zamiaru wydawać niepotrzebnie kasy.  Miałam ochotę na coś mocniejszego i wiedziałam, że takim sposobem spełnię swoją zachciankę. Facet zawsze będzie facetem. Niech myśli, że za tego drinka będę mu winna przysługę. Pewnie w głowie układa już plan naszej wspólnej, ostrej nocy. Przykro mi, że będzie musiała odbyć się beze mnie. Kiedy dostałam swój trunek posłałam uśmiech boskiemu blondynkowi, niestety musiał wracać do innych klientów, oh jaka szkoda. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Wzrokiem szukałam faceta w granatowej czapce z napisem „Supra”. Moje palce zaczęły uderzać nerwowo o blat, a skronie zaczęły pulsować. Było już grubo po północy, a ten dupek z granatową czapką nie raczył się pojawić. Nie lubiłam spóźnień, doprowadzały mnie do szału. Wolałam załatwić wszystko szybko i wracać do domu, do ciepłego łóżeczka. Mój telefon zawibrował, sygnalizując przyjście nowej wiadomości. Irmina postanowiła przekazać mi, że właśnie uporała się z zagonieniem mojego brata do spania. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym schowałam telefon.  

- Już nie opłakujesz swojego cacka? – Usłyszałam nad swoim uchem zachrypnięty, męski głos i odwróciłam głowę w jego stronę.

Przeżyłam szok, kiedy odwróciłam się, a w moje oczy wpatrywały się jasnobrązowe tęczówki Justina. Przegryzłam dolną wargę, kiedy tak intensywnie lustrował mnie wzrokiem. Nie zdołałam nic odpowiedzieć, zamroczył mnie swoim wdziękiem. Nonszalancko opierał się o blat baru, jego lśniące, miodowe włosy ułożone były w lekkim nieładzie, co wyglądało cholernie seksownie. Pełne, lekko zaróżowione usta ułożone były w prostackim uśmieszku, czego efektem był mój chichot. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja wzruszyłam ramionami. Zmarszczył brwi i pokręcił lekko głową.

- Postanowiłeś mnie śledzić? – Zamiast odpowiedzieć zadałam pytanie. Postanowiłam ominąć temat mojego auta. Intuicja podpowiadała mi, że będę miała jeszcze szansę z nim o tym porozmawiać. 

Zaśmiał się. Jego dźwięczny śmiech przebił się przez głośną muzykę i dotarł do moich uszu.  Nie dane mi było usłyszeć odpowiedzi, bo do baru podszedł wysoki blondyn w granatowej czapce z napisem „Supra”.  – Przepraszam, muszę przywitać się ze znajomym – powiedziałam, na co chłopak kiwnął głową. Posłałam mu jeszcze przepraszający uśmiech i ruszyłam w stronę faceta w czapce.

- Wyjdźmy – rzuciłam.

Nieznajomy kiwnął głową i zaczął kierować się wraz ze mną w stronę wyjścia.  Poczułam, jak zimne powietrze uderza w moje zgrzane ciało. Lekki wiatr zawiewał w moją twarz, na co niemal machinalnie zareagowały moje oczy. Zmrużyłam powieki, złapałam się za ramiona i skierowałam się w stronę mojego nowego samochodu. Czarny mercedes stał na parkingu klubowym, cały, nienaruszony. Słyszałam kroki za sobą, więc wiedziałam, że mój kupiec za mną idzie. Otworzyłam bagażnik i wyciągnęłam z niego dość spore,  szczelnie oklejone taśmą, kartonowe pudło.

- Najpierw kasa – powiedziałam, kiedy chciał chwycić za pudełko.

Nie mogłam sobie pozwolić na błąd. To mogło kosztować mnie bardzo wiele, nawet życiem. Blondyn zdjął z ramion plecak i wysunął go w moją stronę. Nawet nie zauważyłam wcześniej, że go ma. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Otwórz go. Muszę być pewna, że są tam pieniądze – zarządziłam.
Posłusznie wykonał moje polecenie. Postawiłam przed nim pudełko z towarem i chwyciłam za plecak. Był otworzony, więc wyjęłam z niego jeden banknot.

- Ty skurwysynie – warknęłam.

Wyjęłam broń przyczepioną paskiem do mojego uda. Chwaliłam siebie za to, że założyłam spódniczkę. W takich sytuacjach zawsze się sprawdzała. Wycelowałam lufą w tego frajera, jednak on tylko się zaśmiał. Zaraz ci ten parszywy uśmieszek zejdzie z twarzyczki –pomyślałam. – Wiesz co robie z takimi oszustami jak ty? – Splunęłam. Jeszcze nikt do tej pory nie oszukał mnie w sprawie pieniędzy. Ten cholerny dupek dał mi fałszywe banknoty. Sądził, że jestem taka głupia i dam się wrobić? Że trafi na amatora, ciamajdę, idiotę, czy co on sobie tam myślał? Popierdolony frajer.

- A wiesz co robimy z takimi Księżniczkami, jak ty? – Odpowiedział.

Moja krew zawrzała. Twarz mi poczerwieniała ze złości, kiedy ten dupek dalej traktował mnie, jak zwykłą, słabą laskę. Chciałam już mu coś odpowiedzieć, jednak poczułam zimny metal na swojej skroni. Zadrżałam, czy to jest to, o czym myślę? Przełknęłam głośno ślinę. Cholera.

- Zabijamy – sykną jak wąż, do tego kurewsko jadowity.

Kątem oka zobaczyłam, że byłam na celowniku wysokiej, zielonookiej szatynki. Na jej ustach widniał uśmiech zwycięzcy. Dumnie trzymała spluwę wycelowaną w moją głowę. Wiedziałam, że jestem w beznadziejnej sytuacji, jednak nie byłabym sobą, gdybym miała się teraz poddać.

- Nabiłaś ją chociaż? – Zakpiłam, a ona złapała mnie w mocnym uścisku. Przysięgam, że jeśli przez tę sukę będę miała siniaka, zabije. Obedrę ze skóry, a jej łeb nabiję na kij i umocuję na samym szczycie Mount Everest. To będzie moja flaga zwycięstwa. Nie wie jeszcze z kim zadarła. – Jeszcze raz mnie dotknij, lampucero, to pierw zabije twojego kochasia, a później rozprawię się z tobą – powiedziałam, dalej stojąc z bronią wycelowaną w blondyna.

Prychnęła.

- Puścisz nas wolno, albo Isabell zrobi w twojej głowie dziurę – spluną.

- Po moim trupie.

- Jak sobie życzysz, laleczko – jego parszywy śmiech zgwałcił moje uszy, dosłownie.

Plułam sobie w twarz, że oddałam mu towar nie sprawdzając, czy wszystko w porządku. Tak, czy inaczej będę mogła pożegnać się z życiem. Albo zabije mnie Isabell, albo zrobi to Garry w momencie, gdy poinformuje go o popełnionym błędzie.

  Nawet nie zauważyłam, że dość spora grupka zebrała się wokół nas. Nie zgromadzili się blisko, widocznie bali się o swoje życie. Też bałabym się widząc trzech szaleńców. Dwie babki z bronią i jednego, niewinnie stojącego sukinsyna. Wodziłam wzrokiem po tłumie, kiedy dostrzegłam znaną mi już czuprynę. Justin przemieszczał się wśród gapiów, a w swojej prawej dłoni trzymał spluwę. Kiedy nasze spojrzenia się zetknęły, swój palec wskazujący wolnej ręki przyłożył do ust. Dawał mi znak, bym zachowała pozory. Widziałam jak podchodzi z tyłu niebieskookiego, w którego moja broń wciąż była wycelowana. Szybkim ruchem podbiegł do niego, a spluwę przytknął do jego skroni. Hah! 2:1, dziwko. Byłam wdzięczna chłopakowi, że znów mi pomagał. Mam anioła stróża, bez wątpliwości. Znów spojrzeliśmy na siebie. Moje kąciki ust powędrowały w górę, tak samo jak jego. 

- Twój chłopak dostanie kulkę za pięć sekund, jeśli nie rzucisz broni – głos Justina był pewny i przepełniony gniewem.

Szantaż w tym przypadku był najodpowiedniejszym rozwiązaniem. Jednak ta suka nie chciała ustąpić. Musiałam przyznać, że była twarda. Myślałam, że wymięknie w pierwszej sekundzie, jednak ona nawet się nie ruszyła. Wpatrywała się tępym wzrokiem w Justina i niebieskookiego. Widziałam, że blondyn kręci głową, by nie robiła głupstw i nie rzucała broni, choćby nie wiem co. Tak też robiła. Dalej czułam metal na swojej skroni.

- Raz… - Justin zaczął odliczać. – dwa… -miałam nadzieję, że to ją złamie. Ona jednak tylko raz zachwiała się, jakby już chciała wykonać krok w stronę porażki. Wycofała się. – trzy…- brązowooki dalej odliczał, a ja przełknęłam stojącą mi gulę w gardle. – cztery… - dziewczyna dalej stała nieruchomo. Co z tobą jest? – To będzie moje ostatnie słowo, możesz go jeszcze uratować – Justin próbował dojść do jej rozumu, jednak ta stała sparaliżowana jak posąg i ani myślała się ruszyć. – W porządku, kończmy tę farsę – powiedział.
W oddali dało się słyszeć syreny policyjne. Cudownie, jeszcze gliny nam tutaj potrzebne. Ta sytuacja musiała się rozwiązać i to szybko. Ja musiałam zniknąć, wraz z towarem. Nie mogłam zostać złapana. Wiedziałam, że Garry ma układy z policją, dlatego do tej pory nikt z jego szajki nie został zamknięty. Nie chciałam jednak wpędzać w kłopoty Justina.

- Pięć – słowa wydobyły się z ust szatyna, a po chwili padł strzał. Sparaliżowana patrzyłam na opadające ciało niebieskookiego.

Czy on właśnie zabił człowieka?

- Erin nie stój tak, gliny zaraz tu będą – usłyszałam jego głos.

- Gdzie ta dziewczyna?

- Uciekła.

Podniosłam wzrok.  Nie mogłam odczytać emocji malujących się na jego twarzy. Wyglądał tak, jakby  ich nie miał. Jego wydęte pełne usta teraz układały się w wąską linię, oczy miał przymrużone,  wzrok jakby obłąkany, nieobecny. Tęczówki mu pociemniały, a mięśnie na całym ciele pospinały się. Potrząsnął moimi ramionami kilka razy. Dopiero wtedy się ocknęłam. Gliny, towar! W pośpiechu zgarnęłam pudełko i skierowałam się w stronę swojego samochodu.

- Ja poprowadzę – jego ochrypły głos sprawił, że na moment się zatrzymałam. Pokręciłam przecząco głową. Jak na razie nie mogłam wymówić ani słowa. W mojej głowie wciąż kłębiły się wydarzenia sprzed kilku minut. – Nie masz wyjścia, mam twoje kluczyki – pomachał mi breloczkiem z moimi kluczykami, a ja otworzyłam szeroko usta.

- Jak ty to zrobiłeś? – Wydukałam. On uśmiechnął się cwaniacko i niemalże wepchnął mnie na miejsce dla pasażera. Włożył kluczyk do stacyjki i z piskiem opon odjechał, tuż przed wjechaniem wozów policyjnych na teren klubu.


- Dokąd jedziemy?- Spytałam, kiedy już  pół godziny jechaliśmy tą samą drogą.

- Pojedziemy coś zjeść – zakomunikował, a ja jedynie lekko kiwnęłam głową.
Postanowiłam się nie odzywać, bo nie wiedziałam do czego był zdolny. Przecież zabił tamtego chłopaka. On mu nic nie zrobił, a Justin bez żadnych oporów pozbawił go życia. Nie miał skrupułów, wydawało mi się, że nie miał także poczucia winy. Był taki spokojny prowadząc moje auto. Jakby zabijanie było dla niego codziennością, dodatkiem do normalnego życia. Tylko, czy ktoś, kto zabija może nazywać się  normalnym?

- Boisz się mnie, prawda? – Usłyszałam jego ochrypły głos. – To dobrze, ale nie martw się, nie jesteś na moim celowniku – dodał.

Zszokowana odwróciłam głowę w jego stronę.

- Dzięki za informacje – prychnęłam. – Dobre i to.

Nie wiedziałam jak mam z nim rozmawiać. Wciąż byłam w szoku. Dobrze zrobił uświadamiając mnie o braku zamiarów zabicia mnie. Zresztą nie wiem, dlaczego miałby mnie zabijać, skoro już drugi raz ratuje mi tyłek.

- Gdzie twój samochód? – Odważyłam się zadać pytanie.

- Został na parkingu, niedaleko klubu – wyjaśnił. – Chcesz jeszcze coś wiedzieć?

- Dlaczego go zabiłeś? – Mój głos nie brzmiał pewnie. Drżał, tak jak i moje ciało.

- Należało się sukinsynowi.

- Justin, zabiłeś człowieka! Czy do ciebie to nie dochodzi? – Wybuchłam. – Jesteś mordercą – powiedziałam już ciszej.

Po samochodzie rozniósł się jego melodyjny chichot.

- Najlepszym.



  Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w małym barze na obrzeżach miasta. Jego słowa dały mi porządnie do myślenia. Czyli to nie była jego pierwsza ofiara? Ma na swoim koncie więcej morderstw?

- Dlaczego mi się tak przyglądasz? – Spojrzał na mnie z ciekawością.

Delikatnie przegryzłam wargę.

- Bo prawdopodobnie właśnie spędzam czas z psycholem.

Nie przemyślałam tej odpowiedzi. Jego tęczówki znów zrobiły się czarne. Widziałam w nich budzącą się wściekłość. To było zdumiewające, że z grzecznie wyglądającego, seksownego mężczyzny zmieniał się w bestię. Dłonie uformowały mu się w pięści, a szczęka zacisnęła ze złości.

- Nie jestem żadnym psycholem – syknął.

- Masz rację. Człowiek, który zabija drugiego z zimną krwią wcale nie jest psycholem.

- Sama z chęcią zabiłabyś tę sukę. Zresztą, wolałabyś zginąć za niego?

Pokiwałam przecząco głową.

- Po prostu nie chce, żebyś miał przeze mnie kłopoty – westchnęłam i spuściłam głowę.

Poczułam jego dłoń na swojej, drugą dłonią podniósł mój podbródek.

- Jesteś warta śmierci każdego, kto spróbuje zagrozić twojemu życiu – wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Zaskoczył mnie tymi słowami. Poczułam się wyjątkowa, jakby cały świat kręcił się wokół mnie, a raczej nas. Dłoń, na której czułam jego delikatny dotyk płonęła. Zagryzłam dolną wargę.  – Jestem tu dla ciebie, Aniele.





Perspektywa Irminy.


   Chris w końcu zasnął, a ja mogłam w spokoju przemyśleć sprawę dotyczącą mojej przyjaciółki. Dowody, jakie znalazłam ewidentnie wskazują na niekorzyść jej i Garrego. Tylko,  jak mam uwolnić moją przyjaciółkę nie obarczając  jej winą za te wszystkie przestępstwa? Nie było sposobu. Postanowiłam pójść na policję ze zdobytymi dowodami. Wszędzie będzie jej lepiej, niż w tym brudnym interesie. Miałam nadzieję, że kiedyś mi wybaczy moją decyzję i zrozumie, że zrobiłam to dla jej dobra. Wciąż nie mogę uwierzyć, jak do tej pory mogła być tak nielojalna wobec mnie. Podobno jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Patrząc na to z jej perspektywy  sądzę, że nie chciała mnie w to wszystko wplątywać. Niestety, mam strasznie dociekliwy charakterek. Pomogę jej. Kiedyś mi jeszcze podziękuje. Bo chyba lepiej będzie Erin w więzieniu, niż z tymi wszystkimi bandziorami, prawda?





Perspektywa Justina.


    Ostatni raz spojrzałem na martwe ciało dziewczyny. Wyglądała tak niewinnie. Jej ciało bezwładnie leżało na zakrwawionej podłodze. Przed wyjściem wyryłem scyzorykiem charakterystyczny znaczek z informacją dla znajomych funkcjonariuszy na prawej ręce ofiary. Odwrócona literka J zatoczona w kółeczku. Będą wiedzieli, że to moja sprawka i zostawią tę sprawę w spokoju. Oczywiście będą sprawiać pozory prowadzonego śledztwa, jednak sprawca się nie znajdzie. Powód? Kontakty z policją bardzo się przydają. Pewnie większość myśli, że w policji pracują sprawiedliwi, niegroźni ludzie. Tymczasem rzeczywistość przeczy temu mitowi.
    Wychodząc na zewnątrz poczułem zimne powietrze uderzające w moją twarz. Wdychałem je powoli, musiałem zapanować nad nerwami. Mimo tego, że zabijanie było w mojej krwi, czasami nie wytrzymywałem nerwowo,  zazwyczaj denerwowałem się przy zabójstwie tak młodych kobiet. Nie lubiłem ich zabijać, jednak musiałem stosować się do rozkazów. Nie jestem psycholem, jak to stwierdziła Erin. Nie torturuję swoich ofiar. No chyba, że zrobiły mi coś bardzo złego. Zazwyczaj nieznajomych zabijam szybko, bezboleśnie. Nie zadaję niepotrzebnych ran. Jeden celny strzał, bądź jedno pchnięcie noża i na tym był koniec. Nie jestem psycholem. Jestem najlepszym mordercą w tym mieście, a może i nawet na świecie.
   Wyciągnąłem paczkę fajek, wyjąłem jedną i podpaliłem moją ulubioną zapalniczką, którą dostałem od siostry na urodziny. Wsiadłem do swojego Rand Rovera, uchyliłem lekko szybę, by dym spokojnie mógł przez nią wylecieć, a nie kłębić się w środku. Z piskiem opon ruszyłem z miejsca dokonanej przeze mnie zbrodni.





Perspektywa Erin.


  Krzątałam się po kuchni robiąc sobie śniadanie. Zegarek wiszący na ścianie wskazywał godzinę pięć po ósmej. Był weekend, miałam do pracy na popołudnie, więc niedługo musiałam jechać po Chrisa do Irminy. Włączyłam telewizor na full na kanale muzycznym i tanecznym krokiem zaczęłam dokańczać swoje śniadanie. 
- Erin do cholery! – Podskoczyłam ze strachu.
- Hazz, wystraszyłeś mnie – pisnęłam, kiedy zobaczyłam mojego przyjaciela w kuchni.
Podeszłam  do kanapy, wzięłam do ręki pilot od telewizora i ściszyłam go. Spojrzałam na Harrego. Nie wyglądał dobrze. Był blady, miał czerwone oczy, a jego loczki nie  były ułożone jak zawsze, kręciły się na wszystkie strony.
- Zabalowałeś wczoraj, czy co? – Zaśmiałam się.
Podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. Nie wiedziałam o co chodzi, więc odwzajemniłam jego uścisk. Głaskał mnie po włosach, tak jakby to on miał mnie pocieszać, nie ja jego.
- Irmina nie żyje – wyszeptał. – Ktoś ją zabił.


__________________________________________________
Co sądzicie o tym wszystkim? No i o tym, że Irmina nie żyje?

Mam prośbę. Moglibyście polecić opowiadanie na swoim blogu, twitterze - oczywiście, jeśli wam się podoba :) Byłabym bardzo wdzięczna!

Czekam na wasze opinię <3 Do następnego!

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 2





 
   Dwa dni już nie dostawałam żadnych zleceń od Garrego. Byłam w wyśmienitym nastroju. Cudowne dwa dni bez jego mordy i zadawania się z tymi pieprzonymi gangsterami. Napawałam się tą „wolnością” do póki mogłam. Cały swój wolny czas, kiedy tylko nie byłam w pracy, poświęciłam Chrisowi. Spotkałam się także z Irminą. Harry miał coś do załatwienia i musiał wyjechać z miasta, wiec nie mogliśmy zorganizować spotkania we troje. Nie powiedziałam Iri, że Hazz wrócił. Zresztą prosił mnie, bym zatrzymała to w tajemnicy. Chciał zrobić Iri taką niespodziankę, jaką zrobił mi. Chociaż trudno jest ukrywać cokolwiek przed moją rudowłosą przyjaciółką, jest strasznie ciekawska. Jednak, jak do tej pory, nieźle mi idzie.
-Nie mogę zasnąć – usłyszałam cichy głos mojego brata.
Wyrwał mnie z rozmyśleń. Zapaliłam lampkę nocną. Spojrzałam na zegarek. Pierwsza w nocy? Leżałam dwie godziny wpatrując się w sufit? Pokręciłam zrezygnowana głową. Dobrze, że mam jutro na popołudnie.
- Choć, będziesz dzisiaj spał ze mną – oznajmiłam i podsunęłam się, robiąc miejsce Chrisowi.
Siedmiolatek wdrapał się na moje łóżko i położył się obok mnie. Otuliłam go swoim ramieniem i pocałowałam w głowę. – Dobranoc kochanie – szepnęłam.
-Opowiedz mi, jaki był tata – wychrypiał. 
Podniosłam się lekko. Oczy mojego brata były skierowane wprost w moje. Zauważyłam, że jest smutny. Nie pamiętał taty, to logiczne. Miał trzy latka, kiedy go zabrakło. Ponownie opadłam na łóżko z głośnym westchnięciem.
- Był niesamowitym mężczyzną. Bardzo kochał nas i mamę. Kiedy się urodziłeś zwariował na twoim punkcie. Ciągle powtarzał, że w końcu ma pierworodnego w rodzinie. Byłam trochę zazdrosna. Raz nawet, nic nie mówiąc rodzicom, zostałam u koleżanki z klasy na noc. Myślałam, że nie będą mnie szukać, bo byli zbyt zajęci tobą. Miałeś wtedy pół roku. Myliłam się. Poruszyli niebo i ziemię, by mnie znaleźć. A gdy w końcu im się udało, dostałam szlaban na miesiąc. Nie mogłam wychodzić z domu – zaśmiałam się na samo wspomnienie.
- Kiedyś mi mówiłaś, że bardzo się pokłócili. Dlaczego?
Przymknęłam powieki. Nie raz kłócili się o pracę taty. Wciąż jeździł w delegacje, mało poświęcał nam czasu. Dopiero, kiedy urodził się Chris trochę przystopował. Jednak, kiedy skończył dwa lata, ojciec znów zaczął więcej wyjeżdżać. Tłumaczył, że jeżeli nie będzie jeździł w delegacje szef go wyrzuci z roboty.
- Tata wiele czasu poświęcał pracy. Wyjeżdżał w delegacje. Był kierownikiem w firmie reklamowej. To nie podobało się mamie, nie lubiła zostawać sama – wyjaśniłam.
Chris poruszył głową w geście, że rozumie. Wiedziałam, że to nie koniec jego pytań. Drapał się zdenerwowany po głowie. Widziałam, jak nabierał powietrza przed kolejnym pytaniem.
- Pamiętasz ten dzień, w którym… odszedł?
 Skinęłam lekko głową. To było dość trudne. Dokładnie wszystko pamiętałam. 
- Był 12 listopada. Siedzieliśmy wraz z mamą w pokoju. Ty akurat bawiłeś się swoimi samochodzikami. Czekaliśmy na tatę. Spóźniał się. Miał już godzinę temu wrócić z delegacji. Mama strasznie się niecierpliwiła. W końcu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Razem z mamą poderwałam się z kanapy. Kiedy otworzyłyśmy drzwi, a w nich zobaczyłyśmy dwóch funkcjonariuszy policji, wiedziałyśmy, że coś jest nie tak. Jeden z nich przekazał nam, że służbowy samolot taty rozbił się. Wszyscy pracownicy i ich szef, którzy w nim lecieli zginęli, wraz z tatą – moje oczy były już pełne łez.
Nie chciałam, by Chris zobaczył, że płaczę, więc szybko otarłam spływające strużki łez po moim policzku. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że właśnie tak zginął nasz ojciec. Po dokładnym śledztwie okazało się, że najpierw w samolocie był wybuch. Na jego skutek wszyscy zginęli. Chciałabym, żeby to było cholerne kłamstwo. Prawdopodobnie ich szef robił jakieś przekręty i ktoś się w końcu na nim zemścił. Nadal nie mogę pogodzić się z tym, że nasz tata musiał wyjechać akurat na tę delegację.
- Myślisz, że tata zdążył mnie pokochać? – Moje serce stanęło.
Przytuliłam mocno Chrisa do siebie i ucałowałam jego czoło.
- Kochał cię od kiedy się urodziłeś, całym sercem – szepnęłam.
Za dużo jak na jeden wieczór. Powiedziałam Chrisowi, że jeszcze kiedyś wrócimy do tej rozmowy. Wywinęłam się tym, że ma jutro szkołę i musi być w pełni sił. Posłusznie wykonał moją prośbę i zamknął oczy. Obiecał, że przynajmniej spróbuje zasnąć. Mi jednak nie było to dane. Mój telefon zaczął wibrować, jak na złość. Zobaczyłam kto dzwoni. Powoli wstałam i wyszłam z telefonem do dużego pokoju.
- Czy ty zwariowałaś?! Jest po pierwszej w nocy! – poinformowałam moją przyjaciółkę, kiedy tylko odebrałam połączenie.
- Erin?! Nawet nie wiesz co się stało – Irmina nawet nie wzięła sobie moich słów do serca, tylko zaczęła wydzierać mi się do słuchawki.
- Nie jestem głucha, Iri – burknęłam. – Co jest tak ważnego, że dzwonisz o tak późnej porze? 
- Wróciłam właśnie od ciotki. Trochę się zasiedziałyśmy, wiesz urodziny i te sprawy – mruknęłam, a ona kontynuowała. – Wracam do domu, a w drzwiach widzę wsuniętą karteczkę. Otwieram ją i czytam…
- To fascynujące. Nie mogłaś zadzwonić z rana? – Wywróciłam oczami. Iri westchnęła zdenerwowana, bo przerwałam jej w połowie zdania, czego nie lubiła. – Dobra, jak już musisz, to mów.
- Czytam, a tam jest napisane: „Szkoda, że nie zastałem cię w domu. Chciałem się przekonać, czy dalej jesteś rudym, brzydkim Kaczątkiem.” Rozumiesz? – Fuknęła oburzona, a ja zachichotałam pod nosem. Oczywiście wiedziałam, że to Harold jest nadawcą tej karteczki. – Z czego się śmiejesz? Nikt tak do mnie nie mówił od podstawówki! Tylko Harry i Kris, któremu Styles wypaplał, jakie przezwisko mi wymyślił – nie wytrzymałam, wybuchnęłam jej śmiechem do słuchawki.
Styles, jesteś moim mistrzem. Zrobić taki kawał pannie Moriss, bezcenne. Chciałabym zobaczyć jej minę, kiedy pierwszy raz czytała tę kartkę.
- Uważasz, że byłabym zdolna do takiego żartu? Szukaj dalej kochana. A teraz przepraszam, ale normalni ludzie o tej porze chcą spać. Dobranoc Irminko – zagruchałam i rozłączyłam się.
Styles, uwielbiam cię, wariacie!


- Chris, czekam na ciebie w samochodzie! – Krzyknęłam do mojego brata, który jak zwykle musiał zapomnieć swojego stroju treningowego.
Wychodząc na zewnątrz podrzuciłam kluczykami mojego auta i skierowałam się na parking, w miejsce, gdzie je zaparkowałam.  Westchnęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że Christopher znowu spóźni się do szkoły. Wyłączyłam guzikiem na pilocie blokadę auta, po czym usłyszałam charakterystyczny dźwięk.  Otworzyłam drzwi do mojego audi i usiadłam na miejscu kierowcy. Przejrzałam się w lusterku, wyjęłam błyszczyk i poprawiłam nim usta. Chciałam zamknąć drzwi, jednak uniemożliwił mi to męski, donośny krzyk.
- Wyjdź z auta! – W moją stronę biegł zakapturzony osobnik, na nosie mniał ray-bany,  więc nie mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Spanikowana zaczęłam szukać mojej torebki, w której zazwyczaj trzymałam broń, jednak jak na złość musiałam jej zapomnieć. Przeklęłam w duchu. Świetnie. Próbowałam w pośpiechu przymknąć drzwi, jednak on był szybszy i przytrzymał je dłonią. Okulary zsunęły mu się z twarzy, a moje przerażone oczy spotkały się z jego, brązowymi  tęczówkami. Chwycił mnie za nadgarstek, próbowałam się wyrwać, jednak on był silniejszy. – Kurwa, wysiadaj. Zaraz twoje cacko wyleci w powietrze – warknął.
Zaraz, zaraz co on powiedział? Nie zdążyłam dokładnie przeanalizować jego słów, kiedy wytargał mnie z auta, a zaraz później usłyszałam głośny huk. Spojrzałam w miejsce, gdzie stał mój  samochód i nie mogłam uwierzyć, że właśnie płonął.  Chłopak dalej trzymał mnie w ramionach, a kiedy zdał sobie sprawę, że nic mi nie jest rozluźnił je. Odwróciłam się w jego stronę. Byłam w szoku. Moje ciało całe się trzęsło. Mogłam umrzeć, ktoś chciał mnie zabić. On mnie uratował.
- Skąd wiedziałeś? – Wydusiłam drżącym głosem.
Mój wybawiciel nie chciał jednak niczego tłumaczyć. Posłał mi jedynie uśmiech, wstał i zaczął się oddalać.
- Gdzie idziesz?! – Krzyknęłam. Nie odpowiedział mi. Zamiast odpowiedzi z jego ust usłyszałam tylko swoje imię, wypowiadane przez mojego brata.


Chris nie poszedł przez to wszystko do szkoły. Jest przerażony, dokładnie tak samo jak ja. Tłumaczyłam mu, że nic mi się nie stało, jednak on wciąż upiera się przy tym, że mogłam zginąć. Dobrze, że w końcu zasnął. Dałam mu tabletki na uspokojenie. Jestem pewna, że to sprawka tego kolesia, z którym ostatnio dobijałam transakcji. Cholerna szuja. Może potraktowałam go ostro, ale dostał to, czego chciał. Cena była ustalona z góry. Przecież dobrze wie, że nigdy takich rzeczy nie negocjuje się z dostawcami. Popierdoleniec.  Przez niego straciłam swoje auto. Załatwię to z Garrym. Ten sukinsyn musi dać mi nowe. Czymś chyba będę musiała rozwozić towar, prawda?
"Din don." Po moim mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. 
- Kochanie, nic ci nie jest?! – Zostałam zaatakowana przez moją przyjaciółkę, kiedy tylko otworzyłam drzwi. Pokręciłam przecząco głową. Iri rzuciła się na mnie i przytuliła mocno. W tej samej chwili usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi.
- Jak się czujesz?!
- Puka się, Styles – rzuciłam, a przyjaciel zmroził mnie wzrokiem.
Wzruszyłam ramionami.
- Harry? – Moja przyjaciółka otworzyła usta ze zdziwienia, a Hazz tylko cwanie się uśmiechnął.
- Jak ci się podobała moja karteczka? – Poruszył zabawnie brwiami, na co rudowłosa poczerwieniała.
- Dalej jesteś świnią,Styles! – Tupnęła wkurzona nogą, jak mała dziewczynka. Wywróciłam oczami widząc, jak Hazz wystawia jej język.
- Świetnie. To wy teraz sobie powspominajcie, a mi dajcie chwilę samotności – kiedy zauważyłam, że chcą zaprotestować, uniosłam rękę w górę, by zakomunikować im, by się nie odzywali. –Potrzebuję tego – dodałam.
Oboje skinęli głową i pozwolili mi pomyśleć w samotności.


Jego oczy, jego uśmiech. Wciąż w mojej głowie odtwarzam tę całą sytuację. Gdyby nie on, prawdopodobnie byłabym już na tamtym świecie. Nawet mu nie podziękowałam. Westchnęłam. To dziwne. Skąd wiedział, że ktoś podłożył ładunek? I dlaczego mnie uratował? Dlaczego nie został, by mi to wszystko wyjaśnić? "Beep beep." Sygnał przychodzącego esemesa wyrwał mnie z rozmyśleń. Wyjęłam mój telefon z kieszeni, odblokowałam go i odtworzyłam wiadomość.

„Uważaj na siebie. Następnym razem mogę nie być blisko. Justin”

Moje serce momentalnie przyśpieszyło. Ma na imię Justin. Mój wybawiciel, Justin. Justin. Justin. Justin. Zaraz, zaraz… skąd on miał mój numer?!

„Nie zdążyłam ci podziękować, więc teraz to zrobię: Dziękuję za uratowanie mi tyłka. Zapytam, skąd masz mój numer? Erin”

Nacisnęłam przycisk „wyślij”.  Mam mieszane uczucia. Wiedział, że ktoś podłożył ładunek pod mój samochód, uratował mnie, a teraz do mnie napisał. Czy tylko ja widzę, że coś tu jest nie tak?"Beep beep."

„Twój seksowny tyłeczek był tego wart. x”

Cholera, czy on właśnie to napisał, czy mój wzrok zaczyna powoli szwankować? Mój telefon zaczął dzwonić. Nie patrząc kto to, odebrałam.

- Jutro, godzina dwudziesta. Klub „Freedom” – usłyszałam ohydny głos Garrego. Przełknęłam ślinę. Jeszcze on, cudownie. Czy dzisiaj jest pechowy dzień dla Erin? – Masz tego nie spierdolić. Dokładne informacje wyślę ci esemesem.
- Czym tam kurwa mam jechać? – Splunęłam. Przecież doskonale wiedział, co stało się dziś rano z moim autem.
- Odzywaj się do mnie grzecznie, dziwko. Oddam ci jedno z moich cacek, powinnaś być mi wdzięczna, suko – mogłam sobie wyobrazić, co by się działo, gdybym rozmawiała z nim tak twarzą w twarz.
- Za zabicie mojej matki też mam być ci wdzięczna? – Prychnęłam.
Ten śmieć tylko się zaśmiał. Cholerny egoista.
- Skup się na swojej robocie, jak najlepiej. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz mogła pożegnać się też z braciszkiem. Widzę cię jutro po auto. Dobranoc, szmato – powiedział, a zaraz potem w mojej słuchawce dało się słyszeć charakterystyczny sygnał rozłączonego połączenia.
Niech cię szlag, Clinton.


______________________________________________________
Postanowiłam dodać rozdział w urodziny Harrego. Mam nadzieję, że spędzi je jak najlepiej!

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO HAZZ!

Co do urodzin Hazzy, musicie koniecznie zobaczyć filmik, który zrobiła dla niego moja przyjaciółka, Directioner.

http://www.youtube.com/watch?v=_wFK9LJLick

Proszę was, zobaczcie go i jeśli możecie pospamujcie nim do Harrego, porozsyłajcie znajomym. Zamieściła w nim swoją poezję dla niego. Uważam, że jest w tym świetna! Sama przy oglądaniu filmiku płakałam jak bóbr! Za wszelką pomoc, dziękuję. <3



Co do opowiadania, pomogłybyście mi je "rozsławić"? Taż żeby większa liczba osób się o nim dowiedziała. Komentarze bardzo motywują do działania, a za waszą pomoc będę cholernie wdzięczna. Kurcze, powtarzam się dzisiaj z tym dziękowaniem wam. No, ale jak się o coś prosi, to trzeba podziękować, prawda? Mam nadzieję, że was nie zawiodłam tym rozdziałem <3