środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 1

UWAGA! Większość zagłosowało, aby głównym bohaterem został JUSTIN BIEBER, tak też będzie. Uwzględniłam, że dużo z was zagłosowało na HARREGO STYLESA, więc postanowiłam, że on też zagra jedną z głównych, ważnych ról. :) Glosów na JB:9, na Hazze:7. Dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli w wyborze <3 Mam nadzieję, że mimo tego, iż to JB został wybrany, ci, którzy głosowali na kogoś innego nie zrezygnują z czytania BT :)  Teraz zapraszam na PIERWSZY ROZDZIAŁ!






   Przemieszczałam się z tacą między stolikami i roznosiłam zamówienia. Sajgon niemiłosierny, godziny obiadowe dają nieźle popalić. Westchnęłam i otarłam papierowym ręcznikiem kropelki potu z czoła, kiedy tylko weszłam za ladę. Rozłożyłam bezradnie ręce, gdy Sara poprosiła mnie, by mogła wyjść trochę wcześniej. Nie dałabym sobie sama rady.  Niebieskooka westchnęła przeciągle i smutno pokiwała głową. Była nowa, a mnie powierzono sprawowanie nad nią pieczy, jeśli w knajpie nie ma Sally, naszej kierowniczki. Rozumiałam ją doskonale. Wiedziałam, że musi spieszyć się z przygotowaniami na urodziny siostry, ale to, co się dzisiaj działo w „Good Choose” było trudne do opisania. Zmówili się wszyscy? „Dzisiaj będziemy jedli w waszej knajpie”. Świetnie, a ty panienko lataj, skoro chcesz zarabiać. Dostałam nawet zadyszki! Zabiję Grega, że akurat dziś miał ten pilny wyjazd.
   Knajpa powoli pustoszała, zostało jedynie kilku klientów. Pozwoliłam Sarze wyjść, wiedziałam, że już do zamknięcia nie będzie tu takiego tłumu. Zresztą przyszła jej zmienniczka, Merry. Sympatyczna, trzydziestoczteroletnia kobieta. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła trzynasta. Miałam jeszcze dwie godziny do końca pracy i odebrania mojego brata ze szkoły. Nalałam sobie soku i usiadłam na jednym z krzeseł, przeznaczonych dla pracowników. Szefowa obiecała mi w tym miesiącu podwyżkę, więc będę mogła w końcu kupić Chrisowi wymarzoną deskorolkę. Normalna pensja ledwo wystarczała na opłatę jego prywatnej szkoły, wyżywienie, ubrania, rachunki i najpotrzebniejsze rzeczy. Mieszkanie załatwione przez Garrego trochę kosztowało, z łaski swojej płacił on połowę czynszu. To nie jest nic wielkiego, dobrodusznego z jego strony. Ma forsy jak lodu. Handlując tym gównem dorobił się dużej willi, kilku domów w rożnych miejscach za granicą, kilkudziesięciu samochodów. Zasrany, oszukany bogacz.
- Erin, obsłużyłabyś za mnie? Muszę zrobić zamówienie – usłyszałam za plecami głos Merry.
Pokiwałam głową i podeszłam do lady, przy której stał jedynie jeden klient. Był odwrócony tyłem, wiec mogłam dostrzec tylko bujne loki, pokrywające jego głowę.
- Mogę w czymś pomóc? – Zapytałam grzecznie, jak na pracownicę przystało i uformowałam uśmiech na swojej twarzy, by nie wyjść na niemiłą.
Chłopak odwrócił się, a moje oczy napotkały się z jego zielonymi tęczówkami. Wpatrywał się we mnie intensywnie, co trochę mnie speszyło i lekko spuściłam wzrok. Chwilę błądziłam tępo wzrokiem po drewnianej ladzie,  po czym znów go podniosłam. Tym razem zaskoczył mnie znajomy, szczery uśmiech chłopaka. W tym momencie go poznałam. Głupia Erin, jak mogłaś zapomnieć, jak wygląda twój przyjaciel z dzieciństwa? Dobra, fakt, zmienił się. Wyprzystojniał przez te kilka lat.
- Miło cię widzieć, Erin – przemówił, a jego męski głos spowodował, że przełknęłam głośno ślinę.
- Harry? Co ty tu robisz? – Tylko tyle mogłam z siebie wydusić.
Dźwięczny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu, a ja zaczerwieniłam się zmieszana. Jego perfekcyjny uśmiech towarzyszył mi przez najważniejsze lata mojego dzieciństwa. Jako mała dziewczynka byłam w nim zakochana bez opamiętania.
- Nie mów, że nie pamiętasz swojego obiektu westchnień – poruszył zabawnie brwiami.
Zaśmiałam się.
- Nie przesadzasz czasem z tym obiektem westchnień? – Pokręcił przecząco głową. – Dobra, jak chcesz. Ponawiam pytanie, co tu robisz?
- Przyjechałem i mam plany zostać na dłużej – odpowiedział.
Cieszyłam się, że wrócił. Kiedyś ja, on i nasza przyjaciółka, Irmina tworzyliśmy zgraną paczkę. Dzięki nim miałam cudowne wspomnienia z dzieciństwa. Szkoda, że zostawił mnie i Iri same, i przeprowadził się z rodzicami na Florydę.
- O której kończysz pracę? – Spytał.
Spojrzałam na tarczę zegara wiszącego na ścianie. Trzynasta trzydzieści. Zostało półtorej godziny.
- O piętnastej, ale  muszę jeszcze odebrać brata ze szkoły. Później będę wolna, a co?– Spojrzałam na mojego rozmówcę.
Lekki uśmiech zagościł na jego twarzy, a ja mogłam podziwiać jego słodkie dołeczki. Wyglądały dokładnie tak, jak kiedyś, kiedy mieliśmy po sześć –osiem lat.
- Zapraszam cię na gorącą czekoladę, do baru obok – oznajmił, a ja od razu pokiwałam głową, co miało oznaczać, że się zgadzam.
- Erin! – Usłyszałam głos mojego brata, Chrisa. Co on tutaj robił? Moje oczy powędrowały ku wejściu, a w nim zobaczyłam Chrisa. Siedmiolatek szybkim krokiem szedł w moją stronę, a ja wyleciałam mu naprzeciw.
- Chris, jak się tu znalazłeś?! – Krzyknęłam spanikowana i przytuliłam swojego brata, międzyczasie patrząc, czy nic mu nie jest. – Coś się stało?
- Odwołali dodatkowe zajęcia – wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego zaskoczona, a zarazem zdenerwowana. Czy mój brat właśnie sam przyszedł do mojej knajpy? Sam?!
- Przyszedłeś tutaj sam? Nie pomyślałeś, że mogło ci się coś stać ?! – Krzyknęłam, a maluch tylko dziedzinie się zaśmiał.
Czy on jest nie poważny, do cholery?!
- Nie krzycz, Erin. Podwiózł mnie brat mojego nowego kolegi ze szkoły.
- Nowy kolega? W środku semestru? – Zdziwiłam się.
Pokiwał głową z uśmiechem. Przymknęłam oczy, nabrałam powietrza do płuc i powoli je wypuściłam. Musiałam opanować zdenerwowanie. Przynajmniej nie przyszedł pieszo.
- Następnym razem masz zadzwonić do mnie, jeśli znowu zdarzy się taka sytuacja. Co ja mówiłam o nieznajomych? – upomniałam go.
- To brat mojego kolegi, przecież jestem cały – przytulił się do mnie, a ja poczochrałam jego włosy i pocałowałam go w głowę. 
- Pogadamy o tym później. Masz szczęście, mądralo. Zbieramy się. Zabiorę cię do domu. Urwę się trochę wcześniej z pracy – oznajmiłam. –Dobrze, że już nie ma ruchu – dodałam i zwróciłam się na zaplecze, by poinformować o tym Merry i Johna, naszego kucharza. Zatrzymałam się jednak w połowie, bo przypomniałam sobie o Harrym. Zawróciłam, Loczek właśnie zagadywał mojego brata.
- No i co ja mówiłam o nieznajomych? – Postanowiłam przypomnieć mojemu bratu zawartą między nami zasadę, a maluch tylko burkną pod nosem „Wiem, wiem”. Mimowolnie zaśmiałam się z jego reakcji, po czym zwróciłam wzrok w stronę Harrego.
- O szesnastej, tam gdzie proponowałeś, pasuje? – Zagadałam, a chłopak kiwnął głową.


   Punkt szesnasta weszłam do kawiarni, gdzie zaprosił mnie Harry. Zobaczyłam Loczka siedzącego przy stoliku w rogu pomieszczenia. Uwielbiałam kolorystykę tego miejsca. Wesołe kolory współgrały z  obrazami namalowanymi na ścianach. Pomachałam ręką do Stylesa, co odwzajemnił. Z uśmiechem usiadłam naprzeciw niego. Powiesiłam torebkę na rogu krzesełka i wygodnie się rozsiadłam. Harry nie przestawał mi się przyglądać. Zawstydzona założyłam kosmyk włosów za ucho i przegryzłam zdenerwowana wargę.
- Nadal na ciebie działam? – Jego słowa zadźwięczały w moich uszach, a ja zadrżałam.
Oczywiście, był bardzo przystojny i skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie nie pociąga. Trudno było mi zachować powagę i nie dać mu satysfakcji. Wzruszyłam ramionami i z udawaną obojętnością przewróciłam oczami.
- Nie za dużo sobie wyobrażasz, Styles?
Cwaniacki uśmiech zagościł na jego twarzy, a ja wiedziałam, że nie do końca ukryłam swoje zainteresowanie i podziw dla jego męskości. Styles totalnie mnie onieśmielał, jak kiedyś. Jednak te uczucia nie były tak mocne. W dzieciństwie byliśmy związani. Teraz był odbierany przeze mnie jako nowo poznana osoba, bo przecież dorastając nie zmienił się w nim tylko wygląd, ale i wnętrze.
- Słyszałem o wypadku twojej mamy, tak bardzo mi przykro, Erin – w jego głosie dało wyczuć się współczucie, a ja na wspomnienie mojej matki poczułam, że moje oczy zaczynają piec. Chrząknęłam znacząco i spuściłam wzrok.
- Dziękuję, nie chcę o tym rozmawiać, Hazz – dałam mu do zrozumienia, że to świeża sprawa. Dwa lata to za mało, by pogodzić się z jej odejściem. Szczególnie, że nie znał całej prawdy o jej śmierci.
- Rozumiem – westchnął. – Zostaję tutaj na dłużej, mam nadzieję, że odnowimy swoją znajomość – powiedział, a ja posłałam mu lekki uśmiech.
- Musimy spotkać się we trójkę. Ja, ty i Iri – zaproponowałam.
- Iri dalej tu mieszka? Znowu będę mógł powyzywać nasze brzydkie, rude kaczątko! – Krzykną rozradowany, a moje kąciki ust uniosły się w górę.
- Oh, kochany. Nasze kaczątko zamieniło się w pięknego, rudowłosego łabędzia.  Sam się przekonasz – poruszyłam znacząco brwiami, na co zielonooki zareagował śmiechem.
- Uważasz, że zrobiła się z niej niezła sztuka? – Pokiwałam głową.
- Zamówiłem już dla nas najlepszą gorącą czekoladę, jaką tu serwują. Pasuje ci? – Spytał.
Uwielbiałam praktycznie każdy napój z tej kawiarni, wiec było mi to obojętne, co mi zamówił. Kiwnęłam głową.  Chciałam już zapytać Harrego, co go sprowadza na stare śmieci, kiedy poczułam wibracje w swojej kieszeni. Przeprosiłam mojego przyjaciela, wyjęłam mojego smartphona i odczytałam esemesa. Kiedy jego treść do mnie doszła, moja twarz poczerwieniała ze złości. Dlaczego akurat w takim momencie, musi o sobie przypominać Garry? Cholera jasna! Jeszcze raz zerknęłam na esemesa, w którym dostałam adres, pod którym mam zawieźć towar z dopiskiem: „Widzę cię za dwadzieścia minut po towar,  to ważne, więc lepiej się nie spóźnij.” Zacisnęłam zęby ze złości. Pieprzony Clinton.
- Harry, przepraszam, ale wypadła mi bardzo ważna sprawa. Umówimy się jutro, akurat mam wolne. Nie pogniewasz się, jeśli teraz wyjdę? – Spojrzałam na bruneta. Wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą przez chwilę, ale później zagościł na niej uśmiech.
- Jesteśmy umówieni na jutro – wstał, na co ja podniosłam się z krzesła, wzięłam torbę i zarzuciłam ją sobie na ramię.
Przybliżył się do mnie i przytulił lekko. Odwzajemniłam jego gest.
- Do jutra, Hazz – rzuciłam na pożegnanie.
- Do jutra. Uważaj na siebie, Mała – usłyszałam, posłałam mu lekki uśmiech i opuściłam lokal.


    Udałam się pod wyznaczony adres, kiedy tylko odebrałam towar od ludzi Garrego. Okolica, jak każda którą zazwyczaj odwiedzałam w takich sytuacjach, nie wydawała się przyjazna. Po obu stronach ulicy stały stare, ciemne kamienice. W zaułkach, melinach dostrzegałam grupki zdemoralizowanej młodzieży, prawdopodobnie ćpającej, pijącej lub palącej marihuanę. Zaśmiałam się sama z siebie. Przecież sama się do tego przyczyniasz. Sprzedajesz im to gówno, co doprowadza niektórych do samego dna. Westchnęłam z bezradności. Przepraszam, gdybym tylko mogła wyrwać się z tej pułapki. Niestety, wylądowałam w labiryncie bez wyjścia. Spojrzałam na napis na  jednym z bloków i spostrzegłam, że to podany przez Garrego adres. Wysiadłam z samochodu, po czym zauważyłam, że zbliża się do mnie jakiś afroamerykanin. Przeklnęłam w duchu. Czarni są zawsze bardziej agresywni. Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej broń. Schowałam ją z tyłu. Nie chciałam wzbudzać podejrzeń.
- Paczka? – Podał hasło, a ja kiwnęłam głową. – Ja i moi koledzy chcemy się potargować. Taka ślicznotka na pewno spuści coś z ceny – zaświergotał, a ja zaśmiałam się mu prosto w twarz.
- Cena była ustalona z góry, bierzesz kurwa, czy mam odjechać? – Warknęłam zirytowana.
Wkurzali mnie. Każdy, kto brał w tym bagnie udział.
- Bądź grzeczna, maleńka. Na pewno się dogadamy. Chyba nie chcesz, żebym zawołał kolegów – zaznaczył słowo „kolegów”. Był coraz bliżej mnie. Wkurwiający typ. Nie wytrzymałam, plunęłam mu w twarz. To go rozjuszyło, bo od razu złapał mnie za nadgarstek.
- Co ty sobie wyobrażasz, dziwko?! – Jego krzyk przykuł wzrok kilku przechodni, jednak nie na długo. Widocznie to jedna z dzielnic, na której takie sytuacje to norma. Dobrze, że broń miałam w prawej dłoni, a ten kutas złapał mnie za lewy nadgarstek. Przyłożyłam mu powoli lufę do skroni.
- Wypierdalaj z tą ręką i lepiej mnie posłuchaj – zaczęłam twardo. Chyba się przestraszył, słyszałam, jak przełyka głośno ślinę. – Albo bierzesz ten towar za ustaloną cenę, albo cię zapierdole za to, że musiałam tu przyjeżdżać na darmo. Zrozumiałeś, czy mam dać ci jakiś przedsmak? – Spojrzałam na niego. Ten cwel trząsł się, jak ostatnia ciota. Zauważyłam, że wyciąga kopertę z pieniędzmi i podaje mi ją. Nie spuszczając z niego broni, przeliczyłam pieniądze i uśmiechnęłam się do siebie.
- Widzisz, i po co było zgrywać takiego ważniaka, jak się jest zwykłym kutasem? – Rzuciłam. Powoli opuściłam broń i wsiadłam do samochodu. Zapaliłam silnik, odchyliłam szybę i pokazałam mu jeszcze słodkiego fucka, tak na pożegnanie. Zadowolona z dobrze dobitej transakcji, odjechałam.
  Taki wpływ na mnie miały interesy mojego ojczyma. W jednej chwili byłam porządną, poukładaną dziewczyną, a w drugiej zimną, bezlitosną suką. Sama już nie wiem, jaka jestem naprawdę. Przecież nie mogę mieć dwóch osobowości? A może jednak?

____________________________
PS: Jak wam się podoba? :)

wtorek, 28 stycznia 2014

Prolog


 WAŻNA NOTKA POD PROLOGIEM, PRZECZYTAJCIE, PROSZĘ!

     
    Strach, to on towarzyszy mi od kilku lat. Jestem zagubiona. Zagubiłam się, pośród tych wszystkich brudnych spraw. Nienawiść sprawia, że płonę wewnątrz siebie. Uczucie niestabilności, leku i załamania nie daje mi się uwolnić. Jestem niewolnicą. A raczej czuję się jak ona. Nie mam perspektyw do życia na własne, muszę się podporządkować. Ilekroć pomyślę nad swoim losem przeklinam dzień, w którym on się pojawił. Zburzył wszystkie wartości, jakie posiadałam. Zmusił mnie do wzięcia udziału w jego brudnym interesie, a raczej rozkazał mi. Czy wtedy, jako czternastolatka, miałam inny wybór, gdy zimny metal dotykał mojej skroni? 
   Niejednokrotnie próbowałam uwolnić się z tego piekła. Wszystkie moje próby nie skończyły się dla mnie dobrze.  Pobicia, uwięzienia, głodówka, a nawet …gwałt.  Aż trudno pomyśleć, że to wszystko jest sprawką mojego „ukochanego” ojczyma.
  Pamiętam ten dzień dokładnie, kiedy matka przyprowadziła go do domu. Przedstawiła go jako swojego przyjaciela, potencjalnego partnera na życie. Dokładnie rok i dwa miesiące po śmierci taty. Znalazła sobie innego, tak po prostu. Nie mogłam w to uwierzyć, że moja rodzicielka, kobieta zakochana do szaleństwa w swoim mężu, będzie w stanie tak szybko zapomnieć i przyprowadzić kogoś innego na jego miejsce. Z początku przekonała mnie tym, że boi się samotności. Łkając mi w ramionach tłumaczyła, że nie chce zostać sama na starość. Och, mamo. Gdybyś wcześniej wiedziała, jakim człowiekiem jest Garry, z pewnością uniknęłabyś swojej śmierci.
   Zabił ją, zakatował z zimną krwią. Dlaczego? Do tej pory zastanawiam się, czy to przez to, że odkryła część jego ciemnych interesów, czy przez to, że chciała uciec z nami i przyjacielem naszej rodziny za granicę. Nie, nie zdradziła Garrego.  Ufała Frankowi, tak jak ja i mój braciszek. Niestety, Frank, za tę nieudaną próbę, też przypłacił własnym życiem.
  Tego dnia, kiedy zginęła moja mama, Ellen, i Frank zrozumiałam, że zostaliśmy z nim sami. Ja i mój brat, przeciwko zabójcy naszej matki. Dlaczego nie poszłam na policję? Garry zadbał o to, bym trzymała język za zębami. Zagroził, że zabije Chrisa. Nie mogłam ryzykować, życie mojego braciszka było ważniejsze. Zostaliśmy bez niczego, Clinton zabrał nam wszystko. Cieszę się, że nie przybraliśmy jego nazwiska, po ślubie Garrego z naszą matką. Nazwisko Greene noszę z dumą. Plułabym sobie w twarz do końca życia, gdyby ktoś łączył mnie z tym mordercą.  Wystarczy, że każe mi odwalać swoją brudną robotę. Mam ochotę się spakować i uciec od tego, jak najdalej. Niestety, wiem, że on mnie znajdzie. Gdziekolwiek bym nie była. I mam świadomość tego, że może to skończyć się utratą mojego brata, najważniejszego skarbu mojego życia.
  Śmierdzące interesy Garrego zrujnowały moje życie. Zamiast pójść do collageu, mieć bajkowe życie, jak te idealne disnejowskie panienki, łamię prawo. Zdarza się, że dwa razy w tygodniu dostaje zlecenie, biorę wóz, ładuje towar i zawożę go pod podany adres. Czasami muszę pofatygować się na misję specjalną, za granicę. Nigdy nie wiem, co może mnie spotkać na miejscu. Niejednokrotnie wracałam poobijana, z limem pod okiem. Raz nawet zostałam uwięziona. Świta Garrego odbiła mnie. Po co? Nie ma mnie, nie ma pieniędzy. Kiedy dojeżdżam na miejsce, dostaję informacje o pieniądzach. Odbieram je, przekazuje towar i dobijam interesu. Spotkałam już wiele potworów na swojej drodze, jednak Garry przewyższa każdego z nich.
  Codziennie muszę zmagać się, by przetrwać. Garry złożył mi obietnicę, że niedługo będę mogła się od tego uwolnić. Jednak, czy obietnica składana przez takiego bezdusznego człowieka, może być brana na poważnie?


_________________________________

Oto prolog mojego nowego opowiadania. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i kogoś zainteresuje ta historia. :)


Mam do was prośbę. Zastanawiałam się, kogo mogę obstawić w głównej roli męskiej. Nie wiem o kim najbardziej chcielibyście czytać. Zastanawiałam się nad kimś z One Direction, albo nad Justinem. Kogo widzialybyście w tym opowiadaniu?:) POMOCY! Napiszcie w komentarzu wasze propozycję. Uwzględnie wszystkie, podliczę ilość głosów i zastosuję się do waszej propozycji w opowiadaniu. Liczę na was! <3